Czwartek, 28 marca 2019
WydawcaFundacja im. Jana Kochanowskiego
Recenzent(jd)
Miejsce publikacjiSosnowiec
Rok publikacji2018
Liczba stron228
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2019

Antologia ukazuje się w wyborze, układzie i opracowaniu Sławomira Matusza, poety związanego ze śląskim i zagłębiowskim środowiskiem literackim. W trzystronicowym szkicu wstępnym „»Czarnoleskiej ja rzeczy chcę!« Poeci dla Niepodległej” wyjaśnia on powód, dla którego zredagował i opublikował tę antologię. Ów powód to stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, rzecz jasna.

Jak wiadomo, każda antologia jest zła, bo po pierwsze: kogoś w niej brakuje, a ktoś znalazł się niepotrzebnie, a po drugie: jednego jest za mało, drugiego za dużo. Otwiera ją wiersz Jana Kochanowskiego, znajdziemy w niej także wiersze Krasińskiego i Norwida, ale próżno tu szukać Mickiewicza i Słowackiego. Inna sprawa, że jakoś nie potrafię powiązać Kochanowskiego, Krasińskiego i Norwida ze stuleciem Niepodległości. Niestety, zabrakło w wyborze dokonanym przez Matusza miejsca dla Iwaszkiewicza, Tuwima, Wierzyńskiego, Słonimskiego oraz Lechonia, którzy jako poeci zaistnieli w roku 1918, lecz także dla innych przedstawicieli dwudziestolecia międzywojennego.

No dobrze, ale zamiast wyliczać, kogo w antologii brak, przyjrzyjmy się temu, kto w niej jest. Otóż, znalazło się w niej blisko czterdziestu poetek i poetów różnych generacji. Najstarsi to: Leszek Elektorowicz, Teresa Ferenc i Feliks Netz, wielu z nich to przedstawiciele bądź rówieśnicy tzw. Nowych Roczników, czyli: Roman Bąk, Wojciech Gawłowski, Krzysztof Kuczkowski, Jan Sochoń, a także postnowofalowy Jan Polkowski. Są też bodajże wszyscy związani z grupą Topoi, funkcjonującej przy dwumiesięczniku „Topos”, a zatem: Przemysław Dakowicz, Adrian Gleń, Jarosław Jakubowski, Wojciech Kass, Wojciech Kudyba, Artur Nowaczewski. Uwagę zwraca ponadto obecność Anny Nasiłowskiej i Barbary Gruszki-Zych, ale także Artura Daniela Liskowackiego czy jedynego w tym gronie przedstawiciela pokolenia „bruLionu” Krzysztofa Koehlera.

Bez wątpienia jest kogo czytać, jest co czytać, chociaż nie do końca rozumiem, dlaczego wiersze np. Netza są w pięciu miejscach książki, Bąka, Kassa i Matusza – w trzech, a Bogdana Jaremina – w dwu? Krótko mówiąc: brakuje tej antologii porządku. Za dużo w niej bałaganu. Jeśli antologista chciał ułożyć antologię tematycznie, to tematy powinien precyzyjnie wyszczególnić w wydzielonych częściach czy rozdziałach, ale chyba lepiej byłoby, gdyby ułożył wiersze podług autorów, jednak nie alfabetycznie, lecz chronologicznie, od najstarszego poczynając.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ