Wtorek, 28 marca 2023
WydawcaPauza
AutorSigrid Nunez
TłumaczenieDobromiła Jankowska
RecenzentMirka Łomnicka
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2022
Liczba stron252
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2023

Sigrid Nunez w książce o Susan Sontag, swojej mentorce („Sempre Susan. Wspomnienia o Susan Sontag”, MLK 4/21) wspominała jej słowa: „Musisz zadać sobie pytanie, czy to, co piszesz, jest konieczne”. Z pewnością wyznaczyły one kierunek pisarstwa Nunez, jej lakoniczna i intrygująca proza jest na to dowodem. Tak jest z jej czwartą książką wydaną w Polsce. Tym razem sięga po problematykę wojny wietnamskiej. Naszą wyobraźnię o wojnie w Wietnamie ukształtowało głównie kino amerykańskie. Jednym tchem można wymienić arcydzieła filmowe: „Taksówkarza” M. Scorsese, „Łowców jeleni” M. Cimino, „Czas apokalipsy” F.F. Coppoli, „Pluton” i „Urodzony 4 lipca” O. Stone’a, „Good morning, Vietnam” B. Levinsona, „Full Metal Jacket” S. Kubricka czy „Powrót do domu” S. Ashby’ego. To filmy stanowią trzon masowej terapii, którą Amerykanie uprawiają już od pięćdziesięciu lat, a książki ją dopełniają. Prawd o wojnie jest tyle, ilu było jej świadków, a Sigrid Nunez napisała książkę z nieopisanej dotąd, kobiecej perspektywy. Książka powstała w 2001 roku, a zatem ponad dwadzieścia lat temu, czego czytelnik zupełnie nie odczuwa, ale zarazem dwadzieścia sześć lat po zakończeniu wojny wietnamskiej. To jest dostrzegalne. Książka ta, w przeciwieństwie do brutalnych, pełnych potworności filmów, jest chłodna, z premedytacją pisana z odległego dystansu, przesianego przez sito emocji. Była uczestniczka wojny w Wietnamie – Rouenna Życiński (ciekawych polskich wątków pojawia się tutaj kilka), pielęgniarka, zwraca się do narratorki, która podobnie jak autorka jest pisarką, aby ta pomogła jej w przelaniu na papier wspomnień wojennych. Narratorka-autorka nie ma ochoty i w pierwszym odruchu odmawia pomocy. Dopiero samobójcza śmierć Rouenny mobilizuje ją, by spisać historię przez nią opowiedzianą. Ma poczucie, że musi oddać jej hołd. Taki jest literacki pretekst powstania książki. Opowieść Rouenny o Wietnamie jest inna niż wszystkie, które do tej pory znaliśmy. To ogląd osoby, jak powiada jeden z bohaterów książki, najmniej ważnej w całym wojennym konflikcie. Wietnam Rouenny Życiński, pielęgniarki, oszukanej przez rząd USA, która trafiła na koniec świata i zostaje wessana w machinę wojenną tylko dlatego, że potrzebuje pieniędzy i chce ochronić brata przed poborem do armii.

„Wstąp do korpusu pielęgniarskiego armii amerykańskiej, a my pokryjemy czesne. I nie martw się, nie wylądujesz na wojnie!” – taka była treść afisza rekrutującego, któremu zaufała. Trafiła do piekła, ale dla niej okazało się ono sednem i solą jej życia.

Powieść „Dla Rouenny” nie jest tylko retrospekcją wietnamskiego pandemonium, ale pełną nieoczywistości opowieścią o jej życiu. Pokazuje Rouennę z dużo szerszej perspektywy, jej dzieciństwa spędzonego razem z autorką na wyspie Staten Islands, będącego jednym z okręgów Nowego Jorku, oddzielonego od miasta promem, przy okazji snując o nim ciekawe opowieści, pełne własnych wtrąceń i wspomnień, jak awantura z przemocowym ojcem czy poranki z psychopatyczną matką. Do wojska trafiła jako dwudziestojednoletnia kobieta, a opuściła je rok później. Nie opowiadała nikomu o wojnie, nie uczestniczyła w żadnej terapii, spotkaniach, programach przeznaczonych dla weteranów wojennych, nie oglądała filmów i nie czytała książek. Wiersz Roberta Frosta „Przystając pod lasem w śnieżny wieczór” znała na pamięć tylko dlatego, że czytała go non stop umierającemu na jej rękach osiemnastoletniemu żołnierzowi. Nie wiedziała, że cytuje najwybitniejszego poetę amerykańskiego, a wiersz mówi o mroku, nicości i śmierci. Mimo ewidentnych problemów z samą sobą, uparcie twierdziła, że jest twardą babką i nigdy nie miała PTSD (zespół stresu pourazowego) – tak cytowała jej słowa narratorka-autorka, a wszystko, co opisywała z kronikarską dokładnością, było zaprzeczeniem tej autodiagnozy. Tytuł „Dla Rouenny” brzmi jak wpis autorki dla czytelniczki na wieczorze autorskim i ta książka jest taką dedykacją – hołdem. Hołdem dla ofiar wojny. Ofiar zatruć tęczowymi herbicydami (Agent Orange), nadużyć i uzależnień od narkotyków i alkoholu, które były na wojnie ogólnie dostępne. To przenikliwa analiza zespołu stresu pourazowego. Nunez pisze powieść, którą czyta się jak bezkompromisowy reportaż. Operuje piórem opanowanie i w sposób zdyscyplinowany, a efekt pisania jest bolesny dla czytającego. „Dla Rouenny” jest książką, która w temacie zdawałoby się już dogłębnie przeanalizowanym odkrywa nowe pokłady i potrafi zaskoczyć. Pisze to, co konieczne.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ