Ma Ganga to bez wątpienia jedna z najważniejszych na świecie rzek. Karmi pół miliarda ludzi, dla hindusów jest jednocześnie boginią i miejscem kultu. Jednak po lekturze książki George’a Blacka trudno będzie nam jednoznacznie stwierdzić, czym jest obecnie Ganges oraz same Indie.

Autor wyruszył w niezwykłą podróż, która prowadziła go od himalajskich lodowców, przez święte miasto Waranasi, aż po „sto ujść” delty Gangesu. Pokazał nam współczesne oblicze kraju, który wkrótce w liczbie ludności prześcignie Chiny. Jego książka oparta jest na wędrówce oraz spotkaniach i rozmowach z ludźmi. Stąd Black w książce przeplata historie spotkanych na swojej ścieżce ludzi z opowieściami o Śiwie i Kali. Dlatego też podczas lektury co jakiś czas będziemy przenosić się z teraźniejszości w przeszłość i na odwrót. Dziennikarz wiele uwagi poświęcił problemom spowodowanym olbrzymim zanieczyszczeniem Gangesu, a także nękającym kraj konfliktom na tle religijnym. Jest uważnym i pełnym empatii obserwatorem, a obraz, jaki przed nami roztoczył, daleki jest od sielanki. Hindusi bowiem nie szanują swojej rzeki żywicielki, zaś wszelkie programy oczyszczenia Gangesu są z góry skazane na niepowodzenie z powodu wszechobecnej korupcji. Opisane Indie mogą przerazić swą polityką, handlem żywym towarem, brakiem szacunku dla życia, brudem i smrodem. Czym jest Ganges? Świętą rzeką czy raczej rzeką odpadów, ciał, śmieci, bakterii, chorób i łez?

Książka Blacka to nie jest zwykły reportaż. To momentami praca naukowa, wnikliwa analiza, pełna szacunku próba zrozumienia świata, który jest trudny do zrozumienia. W Indiach sprzeczność goni sprzeczność i jakimś cudem nadal funkcjonuje. „Gangesu” nie czyta się lekko i przyjemnie, ale warto go przeczytać. Każdy, kto choć trochę interesuje się Indiami, powinien zaopatrzyć się w tę pozycję.