
Autor książki zbierał do niej materiały przez trzydzieści lat, rozmawiając z ludźmi, którzy byli świadkami sparringów i potyczek Bruce’a Lee z najlepszymi zawodnikami azjatyckich sztuk walki na świecie. Na ich podstawie, a także na bazie osobistych notatek mistrza zwanego Małym Smokiem odtworzył jego drogę do osiągnięcia mistrzostwa i statusu gwiazdora numer jeden filmów walki. Bruce Lee miał w sobie ducha prawdziwego wojownika. Walczył nie tylko w turniejach i na planach filmowych, ale również w sytuacjach przypadkowych, kiedy ktoś go sprowokował. Ludzi, którzy chcieli się z nim bić, było mnóstwo. Do gwiazdora podchodzili na ulicy przechodnie o agresywnych skłonnościach i wyzywali go; większość, widząc jego zdecydowaną postawę, wycofywała się i przepraszała, obracając zajście w kiepski żart. Ale byli i tacy, którzy rzucali się na niego w złych zamiarach. Wszystkich pokonywał. Nie miał spokoju nawet na planie filmowym. Na przykład w czasie zdjęć do „Wejścia smoka” stoczył cztery walki ze statystami, członkami grup gangsterskich. Nikogo nie zabił ani nie zrobił kaleką, ale z rozbitych nosów jego przeciwników tryskała krew, a wybite zęby fruwały w powietrzu. Matce jednego z nich, któremu złamał kilka żeber, dał cztery tysiące dolarów na leczenie syna. Innego z pokonanych znaleziono w stawie, zabitego ciosami noży, prawdopodobnie przez fanów Smoka jako karę za ubliżanie ich idolowi.
Niektórzy wspominają go jako wesołego faceta o radosnym usposobieniu i dobrym sercu. Inni wskazują, że kiedy nie był w dobrym humorze, stawał się nieobliczalny: agresywny i bezwzględny. Zdarzało się, że w czasie walki za bardzo się zapędzał i przyjacielski z pozoru sparring stawał się sporym zagrożeniem dla jego przeciwnika.
Bruce Lee przeznaczał wiele godzin dziennie na treningi. Miał niezwykłe narzędzia i przyrządy, stosował między innymi stymulację elektryczną, żeby zwiększyć szybkość uderzeń. Przy wzroście metr siedemdziesiąt trzy i wadze sześćdziesiąt jeden kilogramów pokonywał olbrzymów, udowadniając, że nie ma takiego goliata, którego nie mógłby rozłożyć na łopatki. Miał tłumy fanów oraz licznych wrogów. Do tych ostatnich zaliczali się nie tylko naiwni cwaniacy prowokujący go do walki, ale również spadkobiercy chińskiej tradycji walk wychodzący z założenia, że są one zarezerwowane wyłącznie dla wybranych i Azjata nie ma prawa nauczać ich ludzi białych.
„Pamiętaj, że siła kopnięcia czy ciosu bierze się z właściwego kontaktu we właściwym miejscu i we właściwym momencie, przy ustawieniu ciała w idealnej pozycji, nie zaś z energii, z jaką wykonuje się kopniaki czy uderzenia, choć tak sądzi wiele osób” – tę zasadę, jak i wiele innych wpajał swoim uczniom jako nauczyciel sztuk walki.
Książka nie jest biografią samego mistrza jako taką. Informacje dotyczące jego życia osobistego i filmów oczywiście w niej występują, lecz stanowią tło opisywanych faktów, a tymi ostatnimi są po prostu walki bohatera, zarówno te oficjalne, jak i zupełnie przypadkowe.