
„Kawałki o projektowaniu”, w podtytule zapowiadane przez autora książki, skusiły mnie, przyznaję – lubię poznawać projektancką kuchnię, dowiadywać się, czy krótki slogan to efekt tygodniowej orki, czy też uderzenie pioruna intelektu. Tym razem jednak Marcin Wicha rozczarowuje, czego z pewnością nie miał w zamyśle, dając wybór tekstów już publikowanych, uzupełnionych wykładami z różnych okazji. I to się nie skleja – bo i o krojach czcionek można przeczytać, o potrzebie dizajnu, układzie kaszty zecerskiej, rysunkach Dudiego, architekturze Warszawy, obserwowaniu drzew i ptaków… Pisane charakterystycznym Wichowym stylem, ni to felieton, ni to gaduła podczas spaceru, erudycyjny popis, jeden kawałek lepiej pisany, inny gorzej, o co mi więc chodzi?, dostałem szesnaście tekstów przedstawionych przez bacznego obserwatora codzienności i znawcę swej profesji – a ja narzekam. Bo, jak powiedziałem, to mi się nie skleja, a przez to źle się czyta: trzeba to brać właśnie w kawałkach, układ tomu mógłby być zupełnie inny, sam czytelnik mógłby sobie zbiór wymieszać wedle własnych upodobań. „Dziś rano twe dłonie dziewczęce mieszały i wapno, i piach”, śpiewa autor o socjalistycznej robotnicy. Rzucił nam zatem wapno i piach, bawmy się sami.