Czwartek, 1 kwietnia 2021
WydawcaPewne Wydawnictwo
AutorWojciech Kudyba
RecenzentWacław Holewiński
Miejsce publikacjiKielce
Rok publikacji2020
Liczba stron186
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2021

Nie ma co ukrywać: śledzę rozwój Kudyby-prozaika od pierwszej jego książki. I coraz częściej zadaję sobie pytanie nie o to, gdzie będzie jego miejsce na mapie polskiej literatury, o to akurat jestem spokojny, będzie ważne, ale gdzie przyporządkować wrażliwość autora „I co dalej”. Pominąwszy specyficznych w tym dorobku „Pułaskich”, pewnie najbliżej byłoby mu do przedwojennych przekonań społecznych PPS-u. Tylko… no właśnie. Bo u Kudyby jest coś jeszcze. Może nie wydobywana na plan pierwszy, ale jednak obecna, głęboka wiara, przywiązanie do Kościoła (a może raczej do ludzi Kościoła?).

Pięć długich opowiadań – najkrótsze 24 strony – nowego tomu, utwierdza w przekonaniu, że mamy do czynienia z pisarzem, który jak niewielu innych polskich prozaików potrafi mierzyć się z biedą, obojętnością, wykluczeniem, niezrozumieniem, nałogami swoich bohaterów. Stać twardo po ich stronie – bez zdziwienia, bez epatowania przypadłościami, z sympatią, czułością, empatią. Bez frywolności, rechotu, wykpiwania choroby, starości, odmienności.

Kim są bohaterowie „I co dalej”? To pozornie my sami, z kamienicy, bloku, z warszawskich uliczek – czasami ze środka miasta, czasami tych peryferyjnych (bo Zerzeń, Międzylesie to jednak peryferia stolicy). Młodzi, jak Luśka, której mąż „Michał poszedł z jakąś lalą w tango, ale zostawił im mieszkanie”. Im, bo Luśka została z dwójką dzieci, w ciągłej pogodni za czasem, pieniędzmi, spokojnym sumieniem. Jak znacznie starsi z „Domu dla Tereski” – „historii na telefon” – ojca czekającego na powrót z Niemiec córki, która podłapała tam jakąś robotę, opowiedzianej przez narratorkę, Basię, Danuśce, pensjonariuszce DPS-u. Jak historia Apolonii R, lat 36, spisana przez terapeutę, zagubionej w uczuciach, religii, literaturze. Apolonii R. przywiązanej do schematów i równie przywiązanego do nich Piotra Jona, magistra, terapeuty. Albo jak Michał Sobiesław Śmierciak, któremu wszystko się już w głowie miesza. Cudza obecność, to, co było, to, co jest, stowarzyszonego ze śmiercią, z cudzą biedą, chorobą. I wreszcie, w może najważniejszym opowiadaniu tego tomu, „Niech im świeci” z wielogłosem pogrzebowym, w którym jak w soczewce odbijają się wszystkie wady, wszystkie stereotypy, żale, codzienne troski tych, którzy jeszcze tu są, choć czasami ich dni są policzone. „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata…”.

Kudyba-prozaik, subtelny obserwator, dnia, tygodnia, czasami chwili, nie zatrzymuje się na obrazku. Tworzy sugestywną historię swoich bohaterów. Czasami piętrową, pozornie tyczącą czego innego, ale przecież zawsze mocną, wstrząsającą. Płacz starego, samotnego człowieka, który zapomniał o przywiązanym przed sklepem psie i którego wyrzuty sumienia to nie słowa, to krzyk. Zawodu? Bezradności? Własnego odchodzenia? Te pieniądze odkładane, ciułane, bo córka, bo musi mieć warunki, bo wszystko, co najlepsze, tylko dla niej. Szast prast, lokata w złoto, ta, która pozwoli na wyższy komfort… Amber Gold. Wszytko rozsypane. Było, ale przecież nie będzie. Po śmierci ojca już tylko resumé: „Wysoka, postawna, wygadana i wszędzie chodziła z kotem w klatce, bo on źle znosił samotność. Psa od razu oddała do schroniska, a potem wywiesiła ogłoszenie o sprzedaży mieszkania”. I jeszcze Basia: „Dziury w pamięci, dziury w zębach. Takie życie…”. Więc może ta historia mogła, powinna wyglądać inaczej? To oczywiste. Mogło jej być pięć albo i dziesięć wersji. Nawet przez ten telefon. Bo ważne, kto co zapamiętał, co dostrzegł, co było dla niego ważne. A jeszcze emocje i odrobina uczuć. Przecież starzy ludzie też je mają…

Kościół. „Jest prawie cicho. To prawie jest ważne, bo oznacza skazę. Niby cicho, ale nie całkiem. Cisza, ale czymś zanieczyszczona”. I znów: to nie tylko awanturnik, który może zniszczyć chwilę pogrzebowego skupienia, to także – bo przecież ta cisza także symboliczna – przeżycie czyjegoś życia. Tego, którego już nie ma, ale przecież było. Dla kogoś ważne, istotne, dla kogoś było punktem odniesienia.

A może ważne jest, aby wybaczać? Trudne słowo, trudna rzeczywistość porzuconych. I szukać tego, co najważniejsze, uczuć. „A potem nagle Kaśka zaczęła opowiadać, że jak tata przyjedzie, to namówią go, żeby u nich spał i wtedy zrobią mu zieloną noc: wysmarują go pastą do zębów, albo jakąś inną”. Po to, aby nie żyć złą przeszłością, aby budować na nowo?

Przebija w tych opowiadaniach ból, tęsknota, czasami wyłania się gdzieś tam inny, lepszy świat, którego Kudyba dotyka rękoma swoich bohaterów. Bez tęsknoty za nim, bez sentymentów. Bo życie jest tu i teraz. Każde równie ważne.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ