
Głównymi bohaterami tej nader wnikliwej, zaskakującej, momentami humorystycznej, ale chwilami przerażającej publikacji są stonka, żubroń oraz kryl. Wszystkie trzy zwierzęta wykorzystano w służbie peerelowskiej propagandy.
Pierwotnie miały stanowić rozdział poprzedniej książki Moniki Milewskiej, zatytułowanej „Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL”, lecz archiwalia okazały się tak obszerne, że temat zagościł w osobnym tomie.
Stonkę, odkrytą w pierwszej połowie XIX stulecia, zrazu traktowano jako jedynie entomologiczną osobliwość. Lecz już po kilkudziesięciu latach jej żarłoczność i nadzwyczajna płodność wzbudziła strach. U progu zeszłego stulecia Niemcy zaczęli podejrzewać Francuzów o próby wykorzystania owada w charakterze broni biologicznej. Podobnie stało się w trakcie II wojny światowej, kiedy goebbelsowska propaganda oskarżyła o zrzucanie stonki… Amerykanów. Później ów chwyt zapożyczyli komuniści.
Żerujący na ziemniaczanych liściach szkodnik w istocie niósł zagrożenie, ponieważ kartofle były podstawą wyżywienia. Zmagano się z nim różnorako. Poeci, choćby Jan Brzechwa, mobilizowali swymi wierszami głównie dzieci, odgrywające zresztą w tej batalii role wiodące. Zbierały do butelek chrząszcze oraz rozpylały środki chemiczne, choćby okryty złą sławą azotoks. Do boju ze stonką wykorzystano także inne zwierzęta: bażanty, kuropatwy i pluskwiaki. Z jakim skutkiem? Szczegóły w książce.
Pierwsze eksperymenty z krzyżowaniem żubrów i krów prowadzono już w XIX wieku. Myślano wtedy przede wszystkim o stworzeniu rasy pomocnej w ciężkich pracach rolnych. W PRL-u program hodowli żubronia zainicjował August Dehnel, twórca Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży. Tym razem chodziło o rozwiązanie problemu braku mięsa, bo dzieje Polski Ludowej zostały zdeterminowane przez społeczne protesty przeciwko jego podwyżkom i regularnym niedoborom. Dlatego też z dużą nadzieją przyjęto zarówno potężnego i smacznego ponoć żubronia, jak i kryla.
Ekspedycje tropem tego skorupiaka – poprzez akweny Antarktyki – hałaśliwie nagłaśniały media. Jednak karierę konsumpcyjną oceanicznego stworzonka uniemożliwiły rezultaty badań laboratoryjnych. Wkrótce po dostarczeniu do Polski pierwszych ton tego surogatu krewetki poddano go specjalistycznym badaniom. Wykazały, że w mięsie znajduje się zbyt wiele groźnego dla zdrowia ludzi i zwierząt fluoru. Toteż dystrybucję próbnej serii produktów ze skorupiaka wstrzymano, wprowadzając zakaz obrotu jego mięsem.
Złym duchem tej wysoce pouczającej książki jest Trofim Łysenko. Przyrodniczy szarlatan, który doprowadził do krachu rolnictwo Związku Sowieckiego. Ignorując genetykę, wierzył w nieograniczone możliwości przekształcania roślin i zwierząt przy pomocy zmian w ich środowisku naturalnym. Dajmy na to, że dzięki temperaturze pszenica może zostać żytem. „Łysenkizm” stał się doktryną obowiązującą nie tylko w Kraju Rad, lecz i w maoistowskich Chinach. Tamtejsze eksperymenty w zasiewie zbóż wydatnie przyczyniły się do Wielkiego Głodu. W jego następstwie zmarło kilkadziesiąt milionów Chińczyków (sic!).