Czwartek, 31 stycznia 2019
WydawcaRebis
AutorWitold M. Orłowski
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2018
Liczba stron332
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2019

Nie podoba nam się świat, który nas otacza, więc kreujemy nowy – na ekranie, na papierze, dziś również na ekranie komputera czy w coraz popularniejszych grach. Kiedyś zajmowali się tym głównie powieściopisarze, wielkie sukcesy odnosiła zarówno science fiction, jak i futurologia. „Naprawiali” to, co udało nam się przez lata spieprzyć mniej lub bardziej, czytając lub oglądając mogliśmy pluć sobie w brodę, że przecież mogło być tak fajnie…

Jako że jesteśmy – my, Polacy – mistrzami cierpiętnictwa i lubujemy się w świętowaniu klęsk, książki prezentujące alternatywne, bynajmniej nie pozytywne scenariusze naszej historii po prostu musiały się pojawić. Jest ich już na rynku co najmniej kilka, za autora najbardziej kontrowersyjnego może śmiało uchodzić Piotr Zychowicz, którego sugestie, że mogliśmy byli pójść na przykład ręka w rękę z Hitlerem wywołały oburzenie „krytyków wyklętych”, kręcących kółka na czole, gdy padało nazwisko autora. A przecież Zychowicz nie wymyślał filmowych scenariuszy, sięgał po dokumenty i pozwalał sobie interpretować je inaczej, niż się przyjęło.

Za alternatywne wersje polskich dziejów wziął się ostatnio Witold M. Orłowski, ekonomista i publicysta, który też nabrał ochoty na gdybanie. W swoim tomie prezentuje cztery wizje rozwoju Rzeczypospolitej („Republika Rad”, „Rzeczpospolita Zniewolona”, „Rzeczpospolita Podzielona” i „Rzeczpospolita Zagubiona”) oraz tak zwane bilanse pośrednie, w których ocenia realną sytuację Polski w różnych okresach. „Ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego”, cytuje fragment legionowej piosenki. Jego analizy pokazują, że owszem, wiele, ogromnie wiele zdarzyło się w naszym kraju „ni z tego, ni z owego”. Niby wykorzystaliśmy szansę, która pojawiła się w 1918, ale – dla mnie przynajmniej – to nie do końca tak oczywiste. Zgadzam się z autorem, który stawia sprawę wprost: „Społeczeństwo i polityka, czyli walka plemion”. „U progu uzyskania niepodległości […] wszystkie trzy wielkie plemiona polityczne chciały dla Polski wolności, ale nienawidziły się i były gotowe zwalczać się nawzajem”, pisze. A jakie to plemiona? „Endecy zwalczali socjalistów z powodu ich żydowskich korzeni, rewolucyjnych planów i gotowości do walki z Rosją, a nie z Niemcami. Socjaliści nie mogli wybaczyć endekom ich antysemityzmu, pragnienia układów z carskim reżimem, obrony interesów polskiej burżuazji, a także wspierania klerykalizmu. Plemię chłopskie nie mogło zaakceptować ani bezbożności lewicy, ani endeckiej obrony interesu polskich właścicieli ziemskich”. Czy coś się zmieniło? Ostatni krótki rozdział – „Postscriptum”, nazywa go autor – stawia pytania: „Jak będzie wyglądać kolejne sto lat Polski? Czy kiedyś uda się przerwać plemienną walkę i ponownie usiąść przy jednym stole (…)? Czy w końcu rozwaga i kompetencje zwyciężą nad głupotą i zacietrzewieniem żądnych łupów i krwi polityków? (…) Czy uda się stworzyć Polskę nowoczesną, tolerancyjną i życzliwą dla wszystkich mieszkańców?”.

Lektura dzienników i tygodników, jakiej oddałem się przez święta, każe mi wątpić w coś takiego jak „rozwaga i kompetencje” polityków – dziennikarze, teraz już jednym głosem, prawej i lewej strony, podkreślają ponadczasową obecność plemienności w polskim społeczeństwie, plemienności wyraźnie politykom przydatnej. Jan Kobuszewski przed laty z kamiennym wyrazem twarzy opowiadał na kabaretowej scenie o urzędniku, który przy okazji awansu „zgubił” rozum i bynajmniej nie starał się go odzyskać. Taki wniosek wyciągnąłem z lektury „Innej Polski” profesora Orłowskiego. Szczęście mamy, można powiedzieć, że odzyskana w 1918 roku wolność nie wpadła w zachłanne łapki aktualnego zestawu sejmitów.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ