Niedziela, 2 maja 2021
WydawcaWielka Litera
AutorEustachy Rylski
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2021
Liczba stron196
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 4/2021

Nie tylko jadąc, ale i słuchając. A nade wszystko – rozpominając. „Eustachy Rylski – w podróży”, niczym Miss Holly Golightly. Żaden to despekt dla autora, Holly próbowała znaleźć miejsce w świecie, który gotów był przyjąć wszystko i wszystkich, prawdę i ułudę. Rylski „Jadąc” zmierza od twardych Faktów poprzez Mgiełki do Chimer.

Dziesięć tekstów, które nazwałbym przeniesieniem pejzażu na papier nutowy – albo odwrotnie, malowanie dźwiękami. Ale przede wszystkim opowieść drogi, drogi kierowcy poruszającego się przez Polskę i Europę, jak i drogi przez muzyczne utwory, skojarzenia, paralele, sięganie do przeszłości, historii rodziny, pamięci. Rylski zwraca uwagę na powiązanie pejzażu z muzyką – oczywiste inspiracje, podkreślane zawsze przez krytyków (wierzby na plakacie Trepkowskiego, anonsującym V Festiwal Chopinowski, nasuwają mi się same), i zaskakuje czytelnika takimi na przykład komentarzami: „Równiny służą melodii umiarkowanie, nie mówiąc już o górach, bo nie ma się jak tam rozpędzić. (…) Męczące serpentyny pozbawiają walc płynności, a bez niej traci on wdzięki, którymi tak uwodzi”. Oczywiste to, ale ktoś musiał nam podpowiedzieć tę konstatację.

Wspomina tu Rylski Marka Bernesa, niezrównanego – także w mojej opinii – wykonawcę sentymentalnych rosyjskich przebojów, pokazując go na tle Rosji niegdysiejszej, a najpewniej wyimaginowanej, dziś mitycznej; niemożliwą taneczną wersję słynnego „Mandżurskiego walca” („Czy to wtedy zalęgło się we mnie przekonanie, że mało jest rzeczy równie nudnych jak prawda?”, pyta autor); zachwyca się Nino Rotą i jego Sycylią, Mahalią Jackson i jej Ameryką, domyślając się jej jedynie. Chopina słucha słuchającego dźwięków, „które go unieruchamiają”, podpowiadają kompozycję podobnie jak jedno zdanie może stworzyć powieść.

Nie brak w tej niewielkiej jak na dzisiejsze standardy książce złośliwości i przytyków, rzucanych czasem ostentacyjnie, z markowanym cynizmem. Chciałoby się ich więcej – zamiast minoderii, której nie brak. Tom zamyka rozdział poświęcony „muzyce, która nas odprowadza”. Autor skromnie prosi o utwór afirmujący życie – ma rację, prosząc o coś, co lubił w swoich szczęśliwych latach. Nie ma się co silić na klasyków czy to koncertowych sal, czy rozrywkowych filmów. A tak czy inaczej kluczem do tej książki jest zdanie żony autora: „Czy słuchasz tego, co wokół?”. Słucha bardzo uważnie. I słyszy. I zapisuje.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ