Poniedziałek, 2 marca 2020
WydawcaInsignis Media
AutorJeremy Clarkson
TłumaczenieMichał Strąkow, Michał Jóźwiak, Olga Siara
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2019
Liczba stron460
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2020

Ilu mamy felietonistów przez duże F, ze szczytu ligi mistrzów, takich czytanych przez wszystkich, nazwisk hołubionych przez każdego naczelnego, wspieranych przez występy w telewizji i radiu, prowadzących swoje portale w mediach społecznościowych? Wymienimy choć sześciu? Z różnych rozdań, tak dla równowagi? Lis. Ziemkiewicz. Hołdys. Meller. Żakowski. Hołownia. Pewnie i kolejną szóstkę dałoby się znaleźć. A ilu z nich znanych jest poza Polską, ma programy i zbiory tych felietonów czy wystąpień publikowane w innych językach??? Nie ma odpowiedzi? No nie ma. Bo obcy wydawcy doskonale wiedzą, że felieton jest tekstem ulotnym, odnoszącym się do specyficznej sprawy i konkretnego czasu, nader rzadko dotyczy on spraw bardziej ogólnych, dzięki którym może zapisać się w historii żurnalistyki.

Skąd więc u polskich odbiorców ta miłość do pisaniny Jeremy’ego Clarksona? A cholera wie. Sławę zdobył – na całym świecie – prowadząc programy samochodowe. Nie znam ich, przyznaję od razu, nie oglądałem żadnego. Podobno są wybitne, idę wierzyć. Samochód oceniam pod kątem wygody pasażera (nie jestem kierowcą), to jedyne interesujące mnie kryterium, a podejrzewam, że Clarkson brał pod uwagę wiele innych.

No dobrze, ale skąd ta fascynacja jego pisaniem? Dlaczego polski wydawca prezentuje „92 nowe błyskotliwe felietony”, ewidentnie licząc na zwrot wyłożonych na licencję pieniędzy? Ze względu na styl autora, dobór tematów, wyzywające porównania i deskrypcje. Clarkson jest wytrawnym gadułą, facetem mogącym mówić na każdy temat pod warunkiem, że wiąże się to z naszą codziennością, pozwala wmieszać do tego politykę i popisać się dowcipem albo błyskotliwym bon motem. Trochę mu zazdrościmy, ale w gruncie rzeczy uważamy, że mówi naszym głosem – my byśmy też tak potrafili, to samo byśmy powiedzieli, gdyby tylko nam się chciało. Albo gdyby nam jakiś wydawca wybulił taką kasę, jaką dostaje Clarkson.

I bynajmniej nie kpię z jego tekstów. Jeremy C. to zdroworozsądkowiec, w zasadzie trudno zaprotestować czy nie zgodzić z jego opiniami – polecam choćby tekst napisany po odebraniu mu prowadzenia sztandarowego programu „Top Gear” i wymuszonym na pewien czas bezrobociu. „Potrzebna wam długofalowa strategia – przestrzega tych, którzy nagle stracili pracę. – Coś, co pozwoli wam wypełnić pustkę”. I chwilę potem kpi: „Tylko co? Ogrodnictwo? Jeśli prowadziliście maserati z prędkością 300 km/h, to przyglądanie się, jak szybko rośnie rabarbar, raczej nie przyprawi was o gęsią skórkę”.

Więc nawet jeśli Jeremy Clarkson czasem pieprzy jak potłuczony, a niektóre teksty zbyt mocno osadzone są w realiach angielskich, to i tak czyta się go z przyjemnością i uśmiechem. Może polski nakładca wyjdzie jednak na swoje.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ