Czwartek, 1 kwietnia 2021
WydawcaCzytelnik
AutorWojciech Chmielewski
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2021
Liczba stron224
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2021

Akwen wykorzystany w tytule tej książki – jak sądzę rozrachunkowej dla generacji współczesnych pięćdziesięciolatków – usytuowany jest na Pojezierzu Mazurskim, na północ od Giżycka. Narrator przyjeżdża tam pod namiot w poszukiwaniu. No właśnie, czego? Swobody? Miejsca na ziemi? Przełomu w swym wyalienowaniu? Wytchnienia po kilkunastoletniej pracy w radiu? Mitycznego sensu życia? Bo targający bohaterem niepokój, spowodowany obserwacją przewlekłego umierania najbliższego kumpla, jest chyba dla tej wyprawy w głuszę jedynie pretekstem. Ufa, że zetknięcie twarzą w twarz z naturą, w tym regionie Polski znajdującą się nierzadko w stanie pierwotnym, pomoże mu odzyskać emocjonalną równowagę. „Wolność. Teraz też ją czułem. Szumiała w tatarakach, pachniała sosnami i mchem, i mokrą ziemią”.

Porządkuje duszę, obcując głównie z lasem i wodą, co niekiedy wiedzie do konstatacji niepoprawnych ideologicznie: „Mój przyjaciel zwracał uwagę na opisy przyrody u Iwaszkiewicza. Wiele razy podkreślał, że takie widzenie roślin, bagien, drzew, oczeretów, kwiatów lilii wodnych i im podobnych jest typowo pedalskie. Pedalstwo widział w tatarakach i brzozach u Iwaszkiewicza, a lekturą, której oddawał się z zapamiętaniem, było trzytomowe wydanie dzienników pisarza. (…) Jak on mógł się przechować? Za komuny, wiadomo – mój przyjaciel nie miał wątpliwości – był potrzebny, władza łaknęła kogoś takiego, nawet nie musiał zapisywać się do partii. Ale za Niemca? (…) Jakim cudem Iwaszkiewicz wciąż mieszkał w Stawisku?”.

Jest lato, toteż na polu biwakowym pojawiają się turyści. Choćby dwaj młodzi Niemcy zwiedzający na rowerach dawne Prusy Wschodnie, między innymi tropem pozostałości po kwaterze Heinricha Himmlera. Towarzystwo nie przeszkadza jednak bohaterowi w kontemplacjach. Przeciwnie, zachowania urlopowiczów czy strzępki ich rozmów wydobywają z zakamarków jego pamięci kolejne epizody. Odległe tematycznie i terminowo, lecz ów pozorny chaos wraz z kolejnymi dniami, płynącymi leniwie nad jeziorem, powoli się zazębia. Pośród licznych reminiscencji, także muzycznych (bliskie i mi zespoły Jethro Tull oraz Steely Dan), pojawia się szereg konotacji literackich: Joseph Conrad, Jan Józef Szczepański, Ernst Wiechert, a zwłaszcza Novalis z romantycznym ideałem błękitnego kwiatu. Czy to właśnie o nim śpiewał onegdaj w szlagierze Janusz Gniatkowski?

Najnowsza proza Wojciecha Chmielewskiego potwierdza jego niepodważalne miejsce na literackim parnasie, kryje również zagadki personalne. Nie mam wątpliwości, że czytelnicy tej czarownej formalnie powieści, skłaniającej – co niestety coraz rzadsze w sztuce współczesnej – do myślenia, rozpoznają w poniższym fragmencie, o kogo chodzi: „Mój przyjaciel często spotykał (…) filozofa, byłego hipisa, znanego obecnie z medialnych wypowiedzi przeciwko wszechwładzy biskupów i za legalizacją marihuany, którą policja znalazła zresztą w jego luksusowym apartamencie, co filozof uznał za przejaw faszyzacji kraju, dając wyraz swemu oburzeniu w kolorowych mediach. Mój przyjaciel wielokrotnie z lubością opisywał wygląd tego faceta: na głowie kapelusik, spod którego na plecy spływały przetłuszczone włosy. Rulon zmiętych gazet pod pachą i flaszka wina w łapie. Drogiego wina”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ