Projektowała przedmioty codziennego użytku. Niepowtarzalne, łatwo rozpoznawano falsyfikaty jej wyrobów. Julia Keilowa w latach trzydziestych zeszłego stulecia była postacią powszechnie cenioną. I zamożną – dowodem przeprowadzka do willi na Saskiej Kępie. Chociaż metaloplastyka projektantki trafiła na parnas arcydzieł polskiego wzornictwa przemysłowego, o niej samej wiadomo niewiele.
Trud rozszyfrowania biografii Keilowej podjęła Małgorzata Czyńska, która dała się poznać jako autorka odkrywczych opowieści o Mai Berezowskiej, Katarzynie Kobro czy Edwardzie Dwurniku tudzież kobietach Stanisława Ignacego Witkiewicza. Tym razem jednak nader skąpe archiwalia uniemożliwiły wnikliwą rekonstrukcję losów opisywanej. Co wiemy na pewno?
Bohaterka książki, de domo Ringel, przyszła na świat w roku 1902 w Stryju w rodzinie zasymilowanych i zamożnych Żydów. Kształciła się we Lwowie oraz w Wiedniu. Jako 19-latka poślubiła Ignacego Keila, dyplomowanego prawnika zatrudnionego na rynku wydawniczym. Po krótkim pobycie w Chorzowie osiedli w Warszawie, wychowując syna Marcelego. Młoda matka łączyła macierzyństwo z edukacją na wydziale rzeźby Państwowej Szkoły Sztuk Pięknych.
Uznanie przyniosły jej projekty pater, sosjerek, cukiernic, mis, salaterek, popielniczek i tym podobnych atrybutów stołowych. Od 1932 roku systematycznie współpracowała z hegemonami branży, fabrykami Frageta, Norblina i braci Henneberg. Hołdowała art déco. Jej rzeźby oraz przedmioty użytkowe prezentowano na licznych wystawach, także międzynarodowych, gdzie zdobywały laury.
We wrześniu 1939 roku razem z najbliższymi schroniła się we Lwowie, żyjąc z działalności na niwie ceramiki. Dwa lata później powrócili do Warszawy, ukrywając się oddzielnie i na fałszywych papierach. Okoliczności jej śmierci wciąż okrywa nimb tajemnicy. Mąż i syn doczekali końca wojny. Ten ostatni funkcjonował w Polsce Ludowej pod okupacyjnymi personaliami. Redaktora Stefana Skrobiszewskiego miałem przyjemność poznać w redakcji „Expressu Wieczornego”. Nie należał do ludzi wylewnych, toteż raczej niewiele osób zdawało sobie sprawę z jego wojennej traumy.
O spuściźnie twórczej Keilowej w Peerelu zapomniano. Z kilku powodów. Zacierania dorobku Drugiej Rzeczpospolitej, nacjonalizacji platernictwa (zakłady Hefra, powstałe w rezultacie połączenia firm Fraget i Henneberg), ale również zmiany upodobań estetycznych. De facto dopiero w XXI wieku obserwujemy renesans zainteresowania jej dziełami. Charakteryzującymi się elegancją, wyważoną kompozycją nierzadko opartą na matematycznych proporcjach i dążeniem do harmonii. Często inspirowała ją geometria. Srebrzyste z reguły lśnienia przedmiotów w kształcie stożków, walców, kul, względnie graniastosłupów ciągle przykuwają uwagę.
Doskonale uchwycił je obiektywem Benedykt Jerzy Dorys, wielokrotnie uwieczniający w kadrze dokonania plastyczki. Zdjęcia szczęśliwie przetrwały zawieruchę dziejową. W przeciwieństwie do wielu fotografowanych obiektów oraz ich bardzo utalentowanej autorki.