
Kolejny, popularny w dzisiejszej prozie, przykład narracji poprowadzonej na kilka głosów. Tym razem Anna Zonová oddaje pałeczkę czworgu swoim bohaterom i wiedzie ich od powojennych zmian do wyczekanego przełomu ustrojowego niemal pół wieku później.
Parafrazując tytuł jednego z filmów Petera Greenawaya, kwartet prowadzący czytelniczki i czytelników przez zawiłości fabuły określiłbym następująco: teściowa, jej synowa, jej brat i jej kochanek. Pomiędzy tymi postaciami autorka buduje złożone i pełne kontrastów zależności. Oto więc wychowana w inteligenckiej rodzinie megalomańska teściowa (Lise) oraz pochodząca z biednej rodziny żona jej syna (Tereza), która w opinii starzejącej się kobiety dzięki małżeństwu awansowała społecznie. Mamy też rodzeństwo: wykształconą i świadomą swoich celów siostrę oraz słabego i żyjącego z dnia na dzień brata (Jozef). Oto kochanka (znów Tereza) szukająca miłosnego spełnienia poza nieudanym małżeństwem i jej luby (Marek), przekonany o swojej wielkości i oszukujący żonę bufon. I wreszcie relacje pomiędzy rodzeństwem widziane oczami starszego brata, który roztacza opiekuńczy parasol nad kochaną siostrą, podczas gdy sam potrzebuje, aby ktoś pokierował jego życiem.
W tle osobistych dramatów rozgrywa się Historia, która bezpośrednio wpływa na losy powieściowych protagonistów. Dziejowy przypadek osiedlający ich w tej samej miejscowości dla jednych stanowi obietnicę lepszego jutra, dla innych karę za czyny przeszłości. Nikt z nich nie zauważa otaczającej ich hipokryzji. Ta pojawia się na poziomie atomowym, gdy krytyczka niegodziwości doznawanych ze strony aparatu państwowego sama wcześniej im przyklaskiwała, a także w kontekście deprawacji władzą ze smutną konstatacją o tym, co zyskują maluczcy i komu służą dzieje. Łatwo też skojarzyć niektóre przesiedleńcze wątki ze zbiorem opowiadań Henryka Worcella „Najtrudniejszy język świata”, choć w tym ostatnim brzmią one znacznie pełniej.
Autorka kreśli bohaterów swojej powieści wyraziście i wszechstronnie, budując głęboko zarysowane postaci z krwi i kości. Jedynie portret Lise może irytować swoją jednostronnością. Nie zmienia to faktu, że tę niebanalną fabułę z każdą stroną chce się czytać jeszcze bardziej.