Piątek, 9 kwietnia 2010
WydawcaPrószyński Media
AutorAleksander Sołżenicyn
TłumaczenieEwa Skórska-Filip
RecenzentKrzysztof Masłoń
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2009
Liczba stron176


Pracy nad tą powieścią zaprzestał autor w 1953
roku, gdy skierowano go na „wieczne osiedlenie”
w Kazachstanie. „Wieczność” trwała trzy lata, po
czym przyszły noblista (z 1970 roku) otrzymał zezwolenie
na powrót do europejskiej części ZSRR,
konkretnie do Riazania. Zajął się wówczas intensywnie
pracą literacką, przygotowując m.in. „Krąg
pierwszy” i „Jeden dzień Iwana Denisowicza”,
którego publikacja w 1962 roku stała się sensacją
na miarę światową.

Pisania „Kochaj rewolucję” zaniechał, ograniczając się w 1958 roku
do rewizji tekstu przechowanego przez pracującą z nim w Marfino A.
Isajewą. Ale zaplanował akcję powieści aż do jej przewidywanego końca,
którym miały być walki Frontu Briańskiego, bitwa orłowska i w jej
efekcie wzięcie Orła przez Sowietów, przełomowy moment wojny, od
której to chwili Armia Czerwona, dążąc na zachód, zaczęła odzyskiwać
stracone wcześniej tereny.

Ale taki miał być dopiero finał „Kochaj rewolucję”. 170 początkowych
stron powieści pokazuje czas zupełnie inny, klęskę wojsk sowieckich,
oddawanie Niemcom kolejnych miast, narastającą w społeczeństwie
niewiarę przeradzającą się z czasem w panikę, niekiedy w dezercję,
bywało że i w zdradę.

Bohater powieści Sołżenicyna Gleb Nierżin do podobnego czynu
byłby niezdolny. Zanim wybuchła wojna, był przekonany, że „żył w najlepszym
z krajów, który miał już za sobą wszystkie kryzysy historyczne
i został zorganizowany zgodnie z zasadami naukowymi oraz zasadami
sprawiedliwości społecznej. To zwalniało umysł i sumienie Nierżina
z konieczności bronienia nieszczęśliwych i uciśnionych, albowiem takich
nie było”. Mobilizacja go objęła, ale zamiast służby w wymarzonej
artylerii skierowany został na tyły, do taborów, gdzie zajmował się
końmi, o którym to zajęciu nie miał pojęcia. Ale był uparty, a na piersi
nosił gazetę z artykułem Erenburga „Nie pokonają Rosji”. I na własnej
skórze przekonał się o patriotyzmie rosyjskiego chłopa, a i Kozaka.
I o ich zgodnej nienawiści do sowieckiego systemu.

Szkoda, że Sołżenicyn „odpuścił” sobie „Kochaj rewolucję”, bo jego
późniejsze dzieła, bardziej historyczne i publicystyczne niż literackie, nie
są czytane. W przeciwieństwie do „Jednego dnia Iwana Denisowicza”
czy „Zagrody Matriony”. Może czytelnicy łaskawym okiem spojrzeliby
również na „Kochaj rewolucję!”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ