Poniedziałek, 2 marca 2020
WydawcaIPN
AutorWojciech Kucharski
Recenzent(jk)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2019
Liczba stron528
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2020

A z konkordatem to było tak: w 1945 roku władze PRL uznały, że zawarta w międzywojniu umowa między Polską a Stolicą Apostolską przestała obowiązywać, zaś Watykan uważał, że nadal trwa. Bo nic po prostu samo z siebie nie ustaje. Ideolodzy, którzy zwyciężyli w sporze z pragmatykami o faktyczne zerwanie tej umowy, która prawnie nie została wypowiedziana, dość szybko się przekonali, że popełnili błąd. Po pierwsze nadal funkcjonowała ambasada Rządu Londyńskiego przy Watykanie, a po wtóre przed nominacją Stefana Wyszyńskiego na lubelskiego biskupa Stolica Apostolska zwróciła się – zgodnie z założeniami konkordatu – o opinię na jego temat do… Rządu Londyńskiego. Rozsierdziło to komunistów okrutnie, ale czuli się zupełnie bezradni. Swą bezsilność wyładowywali w skoncentrowanych atakach na papieża i kurię rzymską.

A ta dawała im czasem powody. Tak jak w 1948 roku przy okazji listu Piusa XII do biskupów niemieckich, pełnego nieścisłych i niezręcznych sformułowań. Chodziło o wysiedlenie ludności niemieckiej. Papież pisał: „Czy było rzeczą dozwoloną wypędzić w formie odwetu z domu i ojczyzny 12 mln ludzi i skazać ich na nędzę? Czy ofiary tego odwetu nie są w swej przytłaczającej większości ludźmi, którzy nie brali udziału w wyżej wspomnianych wydarzeniach i przestępstwach, którzy nie mieli na nie wpływu?”. A pointa tego wywodu brzmiała: „Czyż jest to może nierealne, jeżeli my życzymy sobie i wyrażamy nadzieję, żeby wszyscy zainteresowani mogli spokojnie rozpatrzeć to, co zostało dokonane, i cofnąć w tej mierze, w jakiej da się to jeszcze cofnąć?”. Natomiast na temat ludobójstwa dokonanego przez Niemców Pius XII – językiem ezopowym – napisał: „Wiemy oczywiście, co wydarzyło się w czasie lat wojny na rozległych obszarach od Wisły do Wołgi”.

Obrońcy Piusa XII tłumaczą jego milczenie w czasie wojny i niepotępienie zachowań Niemców obawą przed represjami, które mogłyby spotkać katolików niemieckich. Ale nienazwanie zbrodni zbrodnią w trzy lata po wojnie nie daje się niczym usprawiedliwić; po prostu woła o pomstę do nieba. I nie przekonają mnie żadne wywody, że Pius XII był z krwi i kości dyplomatą i tylko takim językiem się posługiwał, ani że wcześniej w liście do polskiego episkopatu poruszył sprawę wysiedleń Polaków z Kresów Wschodnich…

Mimo wszystko władze PRL uznały, że czas naprawić powojenny błąd. Od 1958 roku rozpoczął się więc kontredans nawiązywania stosunków PRL-Watykan. Warszawa przyjęła założenie, że to pozwoli na wywarcie wpływu na Watykan, by ten uznał administrację kościelną na tzw. Ziemiach Odzyskanych, a tym samym granicę na Odrze i Nysie, podporządkowanie sobie Kościoła w kraju, ograniczenia roli episkopatu i… pozbycie się Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Bo w opinii władz był on uosobieniem wszelkiego zła.

W czasie Soboru Watykańskiego II polski wywiad rozpowszechniał wydrukowany na włoskim papierze „Memoriał o niektórych aspektach kultu maryjnego w Polsce”, który uznawał go za niezgodny z katolickim nauczaniem… Z inspiracji polskiej ukazał się też we włoskiej prasie artykuł „Sobór pełen szpiegów”, w którym dwóch naszych biskupów pomówiono o współpracę z SB. Paradoksalnie inspiratorem tegoż tekstu był korespondent soborowy i wieloletni agent tejże bezpieki, „czerwony hrabia”, Ignacy Krasicki. Nie muszę dodawać, że obie publikacje, zwłaszcza wśród niezorientowanych, psuły episkopatowi Polski reputację.

Ta linia ciągłej walki i niby porozumienia obowiązywała także po roku 1965, od kiedy to z urzędnikami kurii rzymskiej regularnie spotykał się przedstawiciel polskiego rządu, czyli ambasador PRL we Włoszech. To była ze strony polskich władz istna gra pozorów. Nie dało się jej jednak ciągnąć w nieskończoność i w końcu w 1974 roku ustanowiono zespół ds. stałych kontaktów roboczych między Rządem PRL a Stolicą Apostolską. Jego członkowie mieli prawa korpusu dyplomatycznego, lecz ze względów formalnych nie byli wymieniani na listach dyplomatów: ani włoskich, ani watykańskich. Słowem pełno ich, a jakoby nikogo nie było… Co zresztą było zgodne z ich prawdziwym statusem, bo na tę placówkę wysyłano głównie oficerów służb specjalnych.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ