Czwartek, 30 marca 2017
WydawcaNisza
AutorAlfredo Boscolo, Leonardo Masi, Paweł Bravo
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2016
Liczba stron210


Spędzam przy garach sporo czasu, chętnie i z własnej woli. Za granicą na równi z muzeami czy galeriami odwiedzam sklepy spożywcze i targi z lokalnymi produktami. Niektóre z nich mają wyśrubowane ceny, jak np. sobotnie ryneczki w Paryżu czy weekendowe jarmarki w Londynie, inne nie wyrywają kupującym ostatniego grosza. Ten bowiem należy zachować na kieliszek wina – w Wenecji na końcu via Garibaldi, tam gdzie ulica przechodzi w kanał, barka zawalona warzywami i owocami zacumowana jest o szerokość (małą) chodnika od baru prowadzonego przez coraz bardziej zachrypniętą Amalię, która kolejkowiczom wydaje kolejne napitki, ci zaś, już z torbami pełnymi zakupów, wchodzą do baru na rozchodniaczka. I tak powinno być.

A zatem jako miłośnik kuchni mam w domu półkę z książkami kucharskimi. Coraz ich mniej, przyznaję, bo z latami coraz więcej przepisów mam w głowie, nie starcza zresztą czasu na gotowanie strona po stronie z kolejnego tomu. Dlatego też zostawiam sobie jedynie te tytuły, które prócz receptur mają „wartość dodaną”, czyli tekst do czytania: ciekawą opowieść, wspominki, prezentację nowych miejsc, nawet fabułę. „Kuchnia Dantego” przynosi właśnie coś takiego – historię nieoczekiwanego spotkania dwóch mieszkających i gotujących w Polsce Włochów, florentczyka i wenecjanina, ze zabłąkanym na Polu Mokotowskim innym Włochem, pochodzącym również z Florencji średniowiecznym poetą. Jak to możliwe? „W życia wędrówce, na połowie czasu / Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi / W głębi ciemnego znalazłem się lasu”, odpowiedział swym krajanom, gdy go o to pytali, co pozwalam sobie zacytować. Wdzięczny za pomoc, nawiedzał ich przez dziewięć kolejnych wieczorów, poił sofią i bikaverem, i opowiadał – nie tylko o ukochanej Beatrycze, ale i o kuchni. A krajanie przepisy spisali i z pomocą naszego Bravusa podali po polsku.

Jest ich w książce niemało, ale powiedziałbym, że akurat – tyle, by zadowolić każdego, bo komentarze mówią wyraźnie, że mamy do czynienia z podstawami, które pozwalają na eksperymenty, zmiany, ulepszenia, wprowadzenie własnych smaków. Czytając te barwne i zabawne opisy zacząłem się powoli przekonywać do wykorzystania śmietany czy mleka w niektórych daniach (np. w tagliatelle al ragů), dotąd nietykanych nabiałem. Przekonany już jestem, pozostaje spróbowanie.

Dla „Kuchni Dantego” znalazłem szybko miejsce na półce i nie mam zamiaru nikomu jej oddawać. Świetnie się ją czyta, bo napisana jest lekko, z humorem, masą szczegółów wplecionych w nieco (auto)ironiczną narrację, kulinarnych sugestii i przestróg. Nie  zawiedzie ani początkujących kucharzy, ani ambitnych amici włoskich smaków. Dante, jak wiemy z zachowanych wizerunków, miał nosa.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ