Ta książka robi wrażenie. Bo jest nie tylko o kulinariach, opisuje kawałek historii, trochę geografii, jest albumem z nostalgicznymi i pięknymi zdjęciami, ale i ciepłą opowieścią o miejscu, które się kocha. O jego kolorach i smakach. O rodzinie, o mamie i dziadkach. Autorka mieszka w Ropkach już ponad pół wieku, została tam przywieziona przez rodziców, którzy postanowili wrócić w rodzinne strony Beskidu Niskiego, a konkretnie do maleńkiej dolinki u podnóża najwyższych jego szczytów, czyli Lackowej i Ostrego Wierchu – do Ropek. Kto o nich słyszał? Grażyna Betlej-Furman rozsławia Ropki od lat. Jej kuchnia, od zawsze bezmięsna, zachwyca nie tylko okolicznych mieszkańców, ale i wielu turystów wracających tam, by posmakować pysznej kuchni gospodyni Swystowego Sadu. Ropki to prawie środek Łemkowszczyzny, która rozciąga się na południu Polski, od Muszyny prawie aż po Cisną. Łemkowszczyzna, jedna z odmian kultury Karpat, pozostała tylko z nazwy, bo Łemków tam mieszka niewielu. Tak sprawiły dramatyczne zawieruchy historii. Wysiedlano ich masowo z tych terenów, jako skutek polityki narodowościowej rozgrywanej przez władze PRL po II wojnie światowej. Co prawda w 1940 roku odbyło się pierwsze wysiedlenie około 5 tys. Łemków jeszcze na podstawie porozumienia między Niemcami a ZSRR w sprawie wymiany ludności ukraińskiej mieszkającej w Generalnej Guberni. W latach 1944–46 w ramach repatriacji Łemkowszczyznę opuściło około 65–95 tysięcy osób. Trzeciego wysiedlenia ludności łemkowskiej dokonano w związku z tzw. akcją „Wisła”, której celem było pozbawienie zaplecza podziemia ukraińskiego i likwidacja partyzantki ukraińskiej z UPA. W 1947 roku na tereny Polski Zachodniej i Północnej (tzw. Ziemie Odzyskane) zostało przesiedlonych około 26 tys. Łemków. Dziś ich liczba na Łemkowszczyźnie oscyluje wokół paru tysięcy. Autorka książki przedstawia się jako Łemkini. Etnograficznie. Ta kultura jest jej bliska, o czym pisze w swojej książce. Koncentruje się głównie na aspekcie kulinarnym, ale strona graficzna książki pokazuje, że kulturę wizualną Łemków zna bardzo dobrze. Książka zawiera wiele zdjęć z prywatnych albumów autorki, przedstawiających jej dziadków i ich codzienne życie w Ropkach, a przede wszystkim apetyczne zdjęcia potraw i klimatyczne fotografie okolicznych krajobrazów. Na wstępie autorka zamieściła zdjęcie ukazujące wszystkie produkty występujące w kuchni łemkowskiej. Co istotne, można je wymienić zaledwie w paru linijkach: mąki z żyta, orkiszu, pszenicy i owsa, kapusta, czosnek, cebula, groch, fasola, ziemniaki, owoce – jabłka i śliwki, grzyby, parę przypraw, nabiał – czyli ser, mleko, śmietana, oraz kasze. Doprawdy jest tego niewiele, choć na czasy kryzysu w sam raz. Jak się okazuje, można z nich wyczarować nieskończoną ilość przysmaków. Część książki z przepisami rozpoczyna się od tradycyjnych receptur na chleb, kolejne dotyczą regionalnych placków (adzymki), placuszków z ziemniaków (moskole), suszonego sera (homiłki), kolejna partia przepisów dotyczy serów: sera klagany, bryndzy, maczanki bryndzowej itp. Nie sposób wymienić wszystkich receptur, więc warto zwrócić uwagę na te dotyczące potraw pochodzących stricte z Łemkowszczyzny, jak np. mastyło, które świetnie oddaje klimat łemkowskiej kuchni. W zasadzie te parę przepisów wystarczy, by wyobrazić sobie skromną ciepłą kuchnię jako serce domu i pajdę świeżo wypieczonego chleba posmarowaną mastyłem. Mastyło, mastyłko to potrawa śniadaniowa, znana na całej Łemkowszczyźnie, gotowana przez cały rok i niezwykle sycąca, jest to rodzaj gęstego budyniu albo puddingu do smarowania chleba podawanego na słodko lub na słono. Łemkowskie nazwy potraw rozczulają. Można powiedzieć „grzyby ze śliwkami”, a można też „hryby zo slyłkamy” – i już prawie czujemy ten niesamowity smak. Przy przepisie na hałuszki z roztopionym masłem i sosem śliwkowym autorka zrobiła dopisek, że to jej ulubiona potrawa z dzieciństwa, przez co chce się próbować, jeść i gotować, a to raptem ciasto pierogowe z gorącymi powidłami. Kto nie ulegnie ich urokowi? „Kuchnia łemkowska z Ropek” to książka wyraźnie autorska, bo Grażyna Betlej-Furman zamieściła tam te przepisy, które od lat praktykuje w Swystowym Sadzie, które wyniosła i pamięta z domu, ale jak zaznacza, nie wszystkie wywodzą się z tego regionu, bo np. proste ciasteczka z maszynki pamiętamy chyba wszyscy, przynajmniej ci, którzy w PRL-u korzystali z maszynki do mielenia mięsa i mieli odpowiednie przystawki z wzorkami do wypieku ciastek. Taka maszyna to też zapewne dla wielu z nas nostalgiczne wspomnienie. Książka wzrusza swoim prostym i skromnym menu. W dobie przepychu i „rozpasanej konsumpcji” to pozycja naprawdę wyjątkowa i kojąca.