Odzyskiwanie pamięci o zapomnianych przez historię kobietach to przedsięwzięcie trudne. Bojowniczki z getta warszawskiego należą do grupy takich bohaterek, po których zostały zaledwie szczątkowe ślady – imiona, pojedyncze wzmianki w tekstach źródłowych, świadectwa osób trzecich. Zebrane w tomie materiały pozwalają na uzyskanie wiedzy o udziale kobiet w ruchu oporu podczas Zagłady. Kilka niezależnych inicjatyw zbiegło się w tym prekursorskim opracowaniu – Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN planowało wydanie publikacji w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, Sylwia Chutnik miała zamiar zająć się sportretowaniem Żydówek, które działały zbrojnie. Jednocześnie na podobny pomysł wpadła Monika Sznajderman po wysłuchaniu dyskusji Sylwii Chutnik, Zuzanny Hertzberg i Karoliny Szymaniak. Za jej tytuł – „Jakby wybuchło, to razem ze mną. I tyle” – posłużyły słowa Pniny Grynszpan, bojowniczki, która w czasie kwietniowych walk nosiła granaty w kieszeniach płaszcza. Wówczas, przed obchodami 78. rocznicy wybuchu powstania, prelegentki zastanawiały się m.in. nad tym, kim były kobiety walczące w kwietniowym zrywie i jaki był stosunek mężczyzn bojowców do nich.
Niniejsze naukowe opracowanie sylwetek bohaterskich kobiet zawdzięczamy zespołowi wybitnych polskich naukowczyń, dziennikarek i artystek. Wpisuje się ono w nurt opowiadania herstorii o wielkim ciężarze gatunkowym. W wydanym przez PWN w 2010 roku wyborze tekstów Władysława Bartoszewskiego i Marka Edelmana „I była dzielnica żydowska w Warszawie” w nocie od wydawcy pojawia się zdanie, które dobrze tutaj pasuje: „Fakty historyczne mogą z biegiem czasu popaść w zapomnienie. Biografie wyblaknąć”. A co jeżeli tych biografii nie było? Jeśli trzeba je dopiero powołać, a właściwie przywrócić do życia? Równoległa lektura tamtego zbioru tekstów dobrze ilustruje różnice w sposobie opisywania historii, którą zauważają badaczki tomu „Kwestia charakteru”. Skąd taki tytuł? Został zaczerpnięty z rozmów przeprowadzonych przez jedną z autorek Agnieszkę Glińską z synem Bronki Feinmesser, Jerzym Warmanem, mieszkającym w Nowym Jorku, dokąd wyemigrował z matką po nagonce w 1968 roku. Próbując opisać postać matki i najważniejsze wartości, którym całe życie pozostała wierna, wskazał na dom, etos pracy, charakter. „Charakter (…) [to] kwestia poczucia obowiązku, odpowiedzialności za innych”. Była niezłomna i nieugięta. Syn instynktownie wystrzegał się używania słowa „bohaterstwo” w odniesieniu do matki. Opowiadał też o jej nieprawdopodobnej intuicji w ocenie charakteru innych, co w tamtych realiach oznaczało przecież zupełnie dosłownie ryzyko utraty życia. Jest to też przejmujące świadectwo o kobiecych strategiach przetrwania, kiedy kobieta dla ratowania innych poświęca siebie.
Tak się składa, że mieszkam na warszawskim Muranowie, mam tu swoją ukochaną bibliotekę przy ulicy Mordechaja Anielewicza. Dokonania Anielewicza zostały szczegółowo udokumentowane, spisane. Fakt, że w jego działaniach w Ha-Szomer ha-Cair towarzyszyła mu Mira Fuchrer i że byli parą, po wojnie nie był powszechnie znany. Z kolei przeanalizowane przez literaturoznawczynię Aleksandrę Ubertowską świadectwa Cywii Lutekin i Icchaka Cukiermana dobrze ilustrują różnice w sposobie prowadzenia narracji, gdzie to mężczyzna wplata w nią wątki osobiste, a jego partnerka całkowicie je pomija i koncentruje się na faktach, Cukiermana opisując w nich wyłącznie jako swojego dowódcę. Skądinąd ta zasłużona, stojąca najwyżej w hierarchii wojskowej żołnierka Żydowskiej Organizacji Bojowej, nie ma w Polsce ulicy swojego imienia…
Wiele spośród opisanych w tym tomie kobiet buntowało się przeciwko przypisywanym im automatycznie przez ich towarzyszy działań o mniejszej roli i randze (np. świadectwo Guty Kawenoki, oburzającej się przeciwko wyznaczaniu jej „kobiecych” zadań: „To dlatego, że jestem kobietą, ty myślisz, że nie będę mogła walczyć w partyzantce?”). To patriarchalne podejście, od jakiego, jak się okazuje, nikt z bojowników nie był wolny, nawet po wielu latach po wojnie, jest zarzutem, który wybrzmiewa w tym zbiorze. Na końcu znajdziemy zestawione z okruchów przez Hankę Grupińską króciutkie biogramy obrończyń żydowskiego getta. Badaczka celowo nazywa te kobiety mianem obrończyń, a nie bojowniczek. O ich losach, zrekonstruowanych ze skrawków z ogromną dbałością i szacunkiem, czyta się ze ściśniętym sercem. Redaktorki tomu podkreślają, że jest to początek i zaproszenie do dalszych badań.