Czwartek, 7 kwietnia 2022
WydawcaInstytut Literatury
AutorWojciech Wencel
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2021
Liczba stron308
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2022

Przed trzema laty ceniony poeta rodem z Gdańska opublikował – w tym samym wydawnictwie – wnikliwą biografię Kazimierza Wierzyńskiego. Teraz wziął pod mikroskop Jana Lechonia.

Przyszły poeta, będąc uczniem liceum Konopczyńskiego w Warszawie, zapisał się w szkolnych annałach jako antytalent matematyczny (maturę z tego przedmiotu zdał dzięki ściągawce podsuniętej mu na polecenie… pedagoga) i pomysłodawca żartów, którego ofiarami padali nauczyciele. Adres Karola Zalewskiego, słynącego z ogłady i pobożności wykładowcy języka francuskiego, podano w rubryce ogłoszeniowej „Kuriera Warszawskiego”, a ułożony przez maturzystę in spe Serafinowicza (tak brzmiało prawdziwe nazwisko Lechonia) anons głosił: „Samotny mężczyzna w średnim wieku poszukuje towarzyszki na wyjazd w Pireneje”. Zakłopotany stary kawaler musiał długo wyjaśniać kandydatkom na górską wycieczką, że to nie on zamawiał owo ogłoszenie.

Wojciech Wencel rzuca też snop światła na psychastenię trawiącą jego bohatera. Rzutowała na ekscentryczne zachowania poety. Choćby: „budzące podziw w szkole, a później na salonach »wyliczanki« (koronowanych głów, aktorek i aktorów, rankingi sztuk teatralnych) (…), recytowanie z pamięci setek wierszy, imitowanie fraz dawnych poetów (…), czy doskonałe naśladowanie głosów znajomych i osób publicznych”.

Erudycja połączona ze snobizmem, dowcip współgrający z drwiną oraz błyskotliwość umysłu podszyta plotkarstwem stanowiły wyróżniki tego Skamandryty. Podobnie dziecinna słabość do słodyczy (ciastek za jednym zamachem umiał zjeść… tuzin). W skromnej nowojorskiej kawalerce: „zamiast prać bieliznę osobiście albo oddawać ją do pralni, (…) kupował nową. Po jakimś czasie spostrzegł (…), że jest posiadaczem olbrzymiej ilości kalesonów, prześcieradeł, ręczników i… 119 koszul” – wspominał plastyk Zdzisław Czermański.

Skąd brała się pogarda paryskiej „Kultury” dla Lechonia – docieka biograf i stawia taką – przekonującą chyba – hipotezę: „Nienawidzili go za dwie cechy: idealizm i tradycjonalizm. Nie mogli znieść homoseksualisty, który tak bardzo się od nich różnił. Nie potrafili pogodzić się z faktem, że człowiek złamany grzechem nie szydzi z wartości duchowych, lecz wciąż »wznosi głowę, by wielbić i czcić«. Jeśli bowiem w życiu prywatnym Lechoń »kochał inaczej«, to Polskę i poezję kochał po Bożemu”.

Podzielam również finalne przesłanie tej odkrywczej i napisanej sercem publikacji. Bez wątpienia autor „Arii z kurantem”: „zbudował sobie z wierszy pomnik trwalszy od spiżu. Nie zmienia to faktu, że brak tego spiżowego jest potężnym zaniedbaniem. (…) Trzeba wierzyć, że kiedyś w stołecznym ratuszu pojawi się człowiek na miarę Stefana Starzyńskiego i pomnik przedstawiający chudzielca we fraku i cylindrze stanie tam, gdzie jego miejsce: na Rynku Nowego Miasta”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ