Sobota, 21 września 2024
WydawcaLira
AutorMarek Stokowski
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2024
Liczba stron488
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 9/2024

Dawno nie czytałem powieści tak doskonale rekonstruującej peerelowskie realia. A zarazem stanowiącej płomienny pean na rzecz młodości i przyjaźni. Oraz wolności, mocno w słusznie minionym ustroju reglamentowanej, niemniej możliwej, choć chwilowo, do osiągnięcia. Zwłaszcza jeśli ma się naście lat na karku. Jak bohaterowie tej książki-drogi, maturzyści in spe z liceum na Okęciu.

Z racji znajomości mowy Szekspira kwartet wydelegowano do powitania premiera Wielkiej Brytanii odwiedzającego Polskę. Arek, Rafał, Ewa i Marysia podczas krótkiej konwersacji na płycie lotniska oczarowali Haralda Wilsona i jego małżonkę, więc władza ludowa – w osobie tow. Piotra Jaroszewicza – postanowiła młodzież nagrodzić bezpłatnym lotem samolotem wojskowym nad Warszawą. Traf chciał, że w trakcie lotu załoga otrzymała rozkaz natychmiastowego udania się na Pomorze, celem przewozu stamtąd oficerów armii Układu Warszawskiego. W efekcie młodociani pasażerowie lądują pod Malborkiem. Na skutek okoliczności losu dotrą do stolicy dopiero po tygodniu. Ale za to już jako dorośli – to rezultat sytuacji i postaci napotkanych na szlaku wiodącym m.in. przez Mierzeję Wiślaną, Żuławy oraz Kociewie…

Weteran wojenny studzi w nich entuzjazm wobec Zachodu: „Traktowano nas we Francji, nas, Polaków, no, potwornie, tak jak gdyby właśnie Polska wywołała całą wojnę i zburzyła święty spokój. Francuzi przyjęli nas z łaski. Nasza pasja i chęć walki najwyraźniej ich irytowały. Robili grymasy. Sami raczej udawali, że walczą z Niemcami. Zamiast cenić naszą pomoc, naszą krew, profesjonalizm, wciąż okazywali nam pogardę. Spaliśmy nierzadko na gołej podłodze i jedliśmy jakieś resztki. Musieliśmy nieraz płacić za kąpiel w łazience. No, a kiedy Francja upadała, utrudniano nam ewakuację. (…) Raz na zawsze zrozumiałem, że to polskie zapatrzenie na zachodnią Europę jest nie tylko bardzo głupie, ale także niebezpieczne. (…) Ja bym jednak was przestrzegał przed bezwarunkowym uwielbieniem i zbytnimi nadziejami wiązanymi z tamtym światem. Nie warto za bardzo się łudzić”.

Inna z napotkanych osób pochodzi spod Grodna: „Niedługo po wojnie oboje rodzice i ona przyjechali tu ze wschodu w bydlęcym wagonie. Takich ludzi nazywali i wciąż nazywają repatriantami. To prawdziwy szczyt obłudy. Przecież nie wrócili do ojczyzny – zostali wygnani!”.

Inicjacja czwórki licealistów w dorosłość przybiera też wymiar literacki: „Mamy rozczytywać się w partaczach albo nawet grafomanach, a zapomnieć o artystach. A przecież w tym dziwnym stuleciu było i jest nadal paru świetnych, naprawdę wspaniałych pisarzy tworzących po polsku, znacznie lepszych i ciekawszych od gwiazd PRL-u. To twórcy, wiadomo, różnego kalibru, wyrafinowani artystycznie albo zwykli rzemieślnicy, lecz zawsze mówiący coś nader ważnego. Słyszałyście, no powiedzmy, o Józefie Mackiewiczu, Ferdynandzie Ossendowskim, Sergiuszu Piaseckim, Gustawie Herlingu-Grudzińskim, Andrzeju Bobkowskim czy o takim mistrzu słowa jak lwowianin Marian Hemar?”.

Książkę warto czytać z mapą na podorędziu. Unaoczni to miejsca akcji, a może i skłoni do wyprawy tropem uczniów. Nostalgicznej – dla czytelników znających Polskę Ludową osobiście, edukacyjnej – dla wychowanych w III RP.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ