środa, 22 marca 2017
WydawcaIskry
AutorZdzisław Skrok
RecenzentKRZYSZTOF MASŁOŃ
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2009
Liczba stron240


Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że jako ludzkość i jako pojedyncze jednostki na postępie cywilizacyjnym więcej straciliśmy niż zyskaliśmy, niech sięgnie po najnowszą książkę Zdzisława Skroka, a pozbędzie się ostatnich złudzeń. Ten znakomity a wciąż chyba niedoceniony autor wieku książek, głównie z zakresu archeologii, nie tylko stawia
niewygodne dla apostołów nowoczesności
pytania, ale i udziela na nie, na ogół jednoznaczne, odpowiedzi. A że „Mądrość prawieków” jest książką przy swojej niebywałej
erudycyjności napisaną z biglem i polemiczną
werwą, z jej lektury przyjemność mamy tym większą.

Skrok rozprawia się z ugruntowanym przekonaniem o wyższości współczesnego
człowieka nad naszymi pradawnymi przodkami, zwykle z pogardą nazywanymi
dzikusami czy prymitywami. Ten prymitywny człowiek żył mądrzej, lepiej i piękniej. Krócej – zgoda, ale z jakąż intensywnością
doznań, z jak wspaniałą, głęboką
świadomością tego co najważniejsze – życia i śmierci.

Co naprawdę warta jest nauka? Dokąd
odeszli dawni bogowie? Jaki mit nas prowadzi? – pyta autor. A już majstersztykiem
jest rozdział „Mądrości prawieków”
poświęcony pracy – temu fetyszowi
czasów nowożytnych. Owszem, polityczna
poprawność nakazuje nam oburzać się na wykorzystywanie w pracy dzieci, na dwunasto- czy szesnasto (!) godzinny dzień pracy; przynajmniej oficjalnie po wielokroć oprotestowaliśmy też maksymy
hitlerowskie: „Praca czyni wolnym” i bolszewickie: „Kto nie pracuje ten nie je”. Wstydliwie jednak milczymy nad źródłem
tych ociekających krwią haseł – listem
św. Pawła do Tessaloniczan, w którym
napisał: „Kto nie chce pracować, niech też nie je!”.

Był jednakże – czytamy w Piśmie Świętym
– niejaki Ezaw, potocznie uchodzący za głupka, który bratu swemu, Jakubowi odsprzedał prawo starszeństwa za miskę soczewicy, dzięki czemu tamten zyskał gwarancję dziedziczenia rodzinnych majątków.
Ale do czego te majątki potrzebne były Ezawowi, „myśliwemu na zwierzynę, człowiekowi stepowemu”, wędrowcowi, klasycznemu przedstawicielowi społeczności
zbieracko-łowieckiej?

Na zgromadzenie żywności dla całej rodziny prymitywny człowiek na pustyni (!) Kalahari poświęcał
trzy godziny dziennie, nie więcej. Co robił z resztą czasu? Głównie wypoczywał! Jak się to ma do dzisiejszego
pracoholizmu? Zdzisław Skrok sięga w tym miejscu do literatury i cytuje słowa inżyniera Myszkowskiego z „Ziemi obiecanej”
Reymonta: „…ja dlatego, żeby zarobić rubla wyżej, niż potrzeba, nie wstanę pięć minut wcześniej, niż mi się chce, a dlatego, żeby zarobić nawet miliardy – nie poświęcę
przyjemności pełnego człowieczego życia,
nie wyrzeknę się patrzenia na słońce, spacerów po powietrzu, swobodnego oddychania,
myślenia nad trochę większymi rzeczami niż miliardy, miliardy! Ja nie będę robił, robił, robił! Bo ja chcę żyć, żyć, żyć! Nie jestem bydlęciem pociągowym i maszyną,
jestem człowiekiem”.

Doprawdy, wyjątkowo kiepski interes zrobiliśmy na wielkim humbugu nazwanym postępem cywilizacyjnym.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ