Sobota, 7 marca 2015
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorAnna Janko
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2015
Liczba stron252
Tekst pochodzi z numeru MLK4/2015

„Mieć dziecko podczas wojny to prawdziwe nieszczęście. (…) Przez nie zginać najłatwiej. (…) Na czas wojny nie powinno być żadnych dzieci. Powinny siedzieć w jakimś całodobowym, całowojennym przedszkolu za jakimś drutem kolorowym, za murem bajecznie grubym, a najlepiej na innej planecie” – powiada Anna Janko w książce, podczas lektury której ciarki przechodziły mi po plecach i z pewnością nie jestem w tym odczuciu odosobniony. To proza wstrząsająca, przenikliwa, mądra, perfekcyjna stylistycznie. A przede wszystkim arcypolska.

Pisarka od lat próbowała zmierzyć się z dzieciństwem własnej matki – Teresy Ferenc. Zakończonym 1 czerwca 1943 roku okrutną pacyfikacją rodzinnej wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Nie wiem czy już wówczas obchodzono Dzień Dziecka, ale akurat wtedy mama autorki została sierotą. Na oczach dziewięcioletniej dziewczynki zastrzelono matkę i ojca. „Nie będę mówiła naziści. (…) Nikt tam nie znał tego słowa, mówiło się Niemcy i każdy wiedział, co to oznacza. To byli ci zwykli Niemcy, co się nie nadawali do prawdziwego wojska, bo byli albo za starzy, albo za głupi, albo ułomni w innej mierze. Z dnia na dzień żyli tam, na Wschodzie, bez wyższych aspiracji i cieszyli się, że nie są pod Stalingradem, tylko pod Zamościem. (…) Poza mordowaniem normalnie egzystowali, do kina chodzili, do knajpy, listy pisali do domu, w szachy grali. A czasem to się nawet nudzili. Więc niejeden chciał się spróbować. Jak to jest do dziecka strzelić”.

Niepoprawność polityczna uwidacznia się i w takim oto passusie: „tylko, jeśli chodzi o antysemityzm, to Polacy są wyjątkowi. (…) Dlatego tak się denerwuję, gdy akurat polski antysemityzm wyciąga się za ucho do tablicy. Z Polaków robi się antysemitów en bloc”.

Skądinąd sami przykładamy do tego rękę. Exemplum – „Ida”. A przecież: „gdyby lustra miały pamięć i umiały ją uruchomić, kto wie, może nikt nie wpadłby na pomysł kręcenia filmów. (…) Czuć mi politykę w kinematografii. Która jest przecież teraz nauczycielką historii!” – dobitnie akcentuje Janko poważny – i narastający – problem.

Niemało w tej nader naturalistycznej narracji postaci przemilczanych. Ot, choćby Felix Kersten, lekarz Himmlera, fiński Niemiec, „który pod koniec wojny dzięki przebiegłej taktyce, jaką stosował wobec swego wiecznie chorującego pacjenta, uratował około sześćdziesięciu tysięcy Żydów przeznaczonych na śmierć w obozach”. Tereni jakimś cudem udało się – wraz z młodszym rodzeństwem – ocaleć z rzezi, którą pochłonęła kilkaset ludzkich istnień. Koszmar pozostał, bo „wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów”.

„Zabrałam ci (…), mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi” – przyznaje Janko. „Małą Zagładą” wspięła się na literacki Olimp.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ