Wtorek, 5 maja 2020
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorŁukasz Staniszewski
RecenzentUrszula Witkowska
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2020
Liczba stron128
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 4/2020

Wizyta w Małych Grozach odciśnie w pamięci czytelnika niezatarte wrażenie. Sądzę, że zagnieździ się niczym baśń z dzieciństwa – mroczna, intrygująca, piękna. O ile oczywiście ktoś zechce z otwartością i czujnością dać się prowadzić niezwykłemu przewodnikowi po tym jeszcze bardziej niezwykłym świecie. Ale najpierw trzeba się tam w ogóle dostać, tam, to znaczy na Warmię. A to wcale nie będzie proste, bo ta Warmia, o której pisze Łukasz Staniszewski w swoich „Małych Grozach”, „jest skalistą wyspą zawieszoną w powietrzu na sznurach wyplatanych z traw i wyschniętych zbóż. Tkwi w przestrzeni pomiędzy Niebem a Piekłem. Silne wiatry, które wieją tu dość często, targają wyspą raz w górę, raz w dół. Ale częściej w dół, zanurzając ją na chwilę w otchłani Grzechu. Sznury jednak nie pozwalają polecieć za daleko, zawracając zaraz Warmię w kierunku Pomiędzy”.

„Jak tu trafić? Zapytaj dziecko. Ono wskaże ci drogę na Warmię. A jeśli jesteś już zbyt głuchy i ślepy, żeby zrozumieć cokolwiek, dziecko cię zaprowadzi. Polecicie na łabędziu przytuleni do jego białej szyi, uważając, żeby głową nie zahaczyć o gwiazdy. W świetle księżyca zobaczysz rozwidlenie drogi. To tam”.

Jest jeszcze jedna droga. Można sięgnąć po „Małe Grozy”, zanurzyć odważnie w chłodnym jeziorze ze słów i znaczeń, zanurkować aż do dna, odbić się, wypłynąć, zaczerpnąć powierza i znów zanurzyć…

W mojej ocenie debiutancka powieść Łukasza Staniszewskiego ma w sobie wszystkie składniki literackiego eliksiru na oczarowanie. Gdybym miała zgadywać na podstawie doznań, powiedziałabym, że jest tam kilka sporych garści prozy życia przemieszanych z podwójną porcją niezwykłości, kapka (no może kieliszeczek) wierzeń, odrobina zapomnienia, szczypta czy dwie tajemnicy, sporo plastyczności opisu i – to chyba serce smaku – sens. To pozycja o wyraźnie wyczuwalnym pikantnym aromacie, a że doprawiona jest agrestówką, tym bardziej ryzykowna. Pewnie niejednemu czytelnikowi zaszumi w głowie. I warmiński las, i agrestówka, i słowa.

Mieszkańcy Małych Gróz (też z pogranicza jawy i snu) pędzą swoje życie na wilgotnej warmińskiej ziemi, w cieniu góry, która kiedyś była kobietą, na skraju lasu, w którym dokazuje Huba.

Uwierz mi, tam wszystko się może zdarzyć. Stary Jerycho nauczy cię pędzić perły z ziaren piasku na dnie oka. Śmieszek wywróży ci przyszłość, choć uważaj, bo będziesz stąpać po cienkim lodzie. Daniłło z myśli ci wszystko wyczyta. I jeszcze ksiądz Łukasz – chociaż on to właściwie głównie lata po wsi… W Małych Grozach spotkasz i Śmierć, i Pana Boga. I jeszcze stracha na wróble. A z tym ostatnim to trzeba ostrożnie…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ