Poczet wielkich polskich redaktorów to oczywiście Mieczysław Grydzewski i „Wiadomości Literackie”, Jerzy Giedroyc i „Kultura” (paryska bez wątpienia), Jerzy Turowicz i „Tygodnik Powszechny”. Nie ma wątpliwości, że do tych wielkich postaci polskiej prasy należy też Marian Eile. A jak mówimy Marian Eile, to oczywiście myślimy o „Przekroju”, fenomenie kulturowym doby Polski Ludowej. Tygodnik powstał w kwietniu 1945 roku, jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej, a czas jego twórcy trwał do pamiętnego roku 1968, gdy podjął decyzję o odejściu.
Autor, którego doświadczenie i dorobek w tworzeniu licznych biografii są imponujące, zebrał różnorodny materiał, w tym wspomnienia i opinie wielkiej liczby świadków epoki, w której Marian Eile był swoistym dyktatorem zachowań, mody i gustów estetycznych dla swoich czytelników. Ich liczbę szacowano na pół miliona, a tworzyły ją głównie osoby zaliczane do „inteligencji pracującej”. Sam twierdził, że „pismo trzeba redagować tak, żeby mogła je czytać bardzo inteligentna sprzątaczka, prosty profesor i prymitywny minister”. Jak celnie powiedziała Barbara Hoff, ówczesna dyktatorka mody, oczywiście „na miarę tamtych czasów”, „Eile robił »Przekrój« przeciwko komunie, ale bardzo inteligentnie, żeby mu pisma nie zlikwidowali”. Dodajmy jeszcze, że „Przekrój” pełnił też niezwykłą rolę w przekazywaniu wiedzy o kulturze europejskiej dla wielu czytelników ze Związku Radzieckiego i „bratnich” krajów demokracji ludowej, jak je wtedy nazywano, do których właśnie dzięki „Przekrojowi” docierały te niedostępne w inny sposób nowiny z Zachodu. I był „Przekrój” dziełem sztuki, o czym można się zawsze przekonać, wracając do archiwalnych numerów.
Marian Eile, jak go przedstawia autor monografii, był perfekcjonistą w swej roli, bo „myślał wyłącznie o tym, żeby kolejny numer »Przekroju« był lepszy od poprzedniego”, a przy tym „nie był zwykłym redaktorem, był czarodziejem dziennikarstwa, który tworzył to dzieło sztuki w warunkach wymagających ekwilibrystyki”, bo „umiał wszystko: pisał, tłumaczył, rysował, wymyślał dowcipy, przyciągał ludzi utalentowanych”. Dlatego Agnieszka Osiecka trafnie napisała, że „uważa Eilego za geniusza, a »Przekrój« za arcydzieło sztuki redaktorskiej wszystkich czasów”, bo „tyleż wagi przykładano do zawartości, co do urody graficznej stron”, a „ważny był każdy szczegół, kompozycja kolumn, układ szpalt, czcionka, którą złożono tytuł, zmieniająca się nawet w obrębie jednego tekstu wielkość liter, oczywiście ilustracje”.
Autor przyznaje, że skoncentrował się na fenomenie „Przekroju” i roli Mariana Eilego w przeprowadzeniu polskiej inteligencji przez „morze czerwone”. I to się z naddatkiem udało.