Mati mieszka w Estonii i ma siedem lat. Uwielbia napoleonki. Nie potrafi robić salta na trampolinie. Płacze, gdy jest mu przykro. Zna na pamięć hymn swojego kraju i jest najlepszy w klasie z matematyki. Dwie historie opowiadają o sytuacjach, gdy jego złość i bezradność są tak wielkie, że nie potrafi sobie z nimi poradzić. „Tak strasznie się zdenerwowałem, że moja złość przestała się we mnie mieścić”, zwierza się. Wytrąciło go z równowagi zniknięcie ulubionej napoleonki i własna bezsilność w sprawie salta, a przede wszystkim złośliwe żarty koleżanki („Mati kapusta to głowa pusta, z matematyki ma dwa pierniki”). Jest dotknięty do żywego i chce poszczuć koleżankę psem. Zastanawia się, czy złością można się dzielić jak radością. Wchodzi na trampolinę i… Moja siostrzenica, 11-letnia Ania, po lekturze zapytała, czy Mati ma zespół Aspergera. Zastanawiałyśmy się nad tym wspólnie. A ja po raz kolejny doszłam do wniosku, że dzieci widzą i czują więcej, głębiej, bardziej.
Dzięki tym książeczkom dorośli mają szansę oglądać świat z perspektywy siedmiolatka, który dopiero uczy się radzić sobie z emocjami. Napisane prostym językiem, wydrukowane dużą czcionką są idealne zarówno do rodzinnej, głośnej lektury, jak i do samodzielnego czytania. A potem do rozmowy o emocjach, dlaczego warto walczyć o swoje, mieć własne zdanie, nie poddawać się i zdobyć na odwagę, by poprosić o pomoc w potrzebie. Cykl liczy sobie trzy części (także „Mati jedzie autobusem”) i ukazuje się w ramach projektu „Bliskie-dalekie sąsiedztwo”.