
Z prawej strony pół dziecięcej buzi, zaś z lewej – promienne żółte słońce. Herb Rabki doskonale ilustruje charakter tego miejsca.
Miano Miasta Dzieci Świata zyskało ono – w latach siedemdziesiątych ubiegłego tysiąclecia – za sprawą Cezarego Leżeńskiego, dziennikarza, wieloletniego redaktora naczelnego „Kuriera Polskiego” (odwołanego z tej funkcji po 13 grudnia 1981 roku), kanclerza kapituły Orderu Uśmiechu. Po transformacji ustrojowej skojarzył on trio przedsiębiorców, którzy utworzyli lokalny park rozrywki. „Rabkoland” kusi milusińskich spomiędzy Bałtyku i Tatr nie tylko lunaparkiem, lecz także dwiema placówki muzealnymi. Pierwsze obrazuje dzieje Orderu Uśmiechu, drugie – cymelia z Księgi rekordów Guinnessa.
Z bardzo solidnie udokumentowanej, wielozagadnieniowej, nierzadko odkrywczej pracy Beaty Chomątkowskiej dowiadujemy się, że rabczańscy autochtoni – stanowiący plon mieszanki etnicznej, wołosko-rusińskiej – pilnie strzegą swej odrębności, akcentując, że ich sąsiedzi to już inni górale: Kliszczacy, Podhalanie, Lachy Sądeckie, względnie Babiogórcy. Autorka przywołuje też pionierskie doświadczenie w edukacji miejscowej dziatwy. Nauczyciel Jan Franczak „zabiera uczniów na wycieczki w góry i urządza w klasie akwarium do hodowli żabek. Jako zapalony fotograf amator robi zdjęcia podczas szkolnych uroczystości, a nawet przynosi do szkoły własny aparat radiowy, by uczniowie mogli posłuchać audycji dla dzieci. Planuje zainstalować w klasie latarnię projekcyjną i urządzać dla rodziców popołudnia przy mikrofonie”.
Również w interbellum miasteczko stało się modnym kurortem, zaczęły tam funkcjonować liczne pensjonaty.
„Wiele nazw brzmi słodko, radośnie lub figlarnie – jak to na letnisku: Truskawka, Wesoła, Szczęsna, Uciecha, Pałacyk Babuni, Bellevue, Riwiera, Swoboda. Jedne zapowiadają uroki wstającego dnia w zdrojowisku – Zorza, Poranek, Jutrzenka, Słońce, Słoneczny Gród, Primavera, z drugich można by zebrać cały kwietny bukiet – Storczyk, Maki, Lipowiec, Lotos, Złocień, Gałązka Rozmarynu, Szarotka, Irys…”.
Znaczna część tych przybytków należała do obywateli II Rzeczpospolitej narodowości żydowskiej, co zjadliwie krytykowała kuracjuszka Magdalena Samozwaniec: „Po kilku tygodniach spędzonych w Rabce wiem już, że ta uroczysta miejscowość nie nazywa się tak od rzeki Raby, ale od rabeego” (…) »W Rabeem« nieliczni Polacy, stale tam mieszkający, jedynie przyciszonym głosem ośmielają się wygadywać na groźną powódź żydostwa, która zalała całe Podhale (…) Skoszerowana Rabka (…) ktokolwiek nie był antysemitą, musi się nim stać, posiedziawszy tu kilka dni”.
Kilka lat później niemiecki okupant wymordował większość „niearyjskich” mieszkańców uzdrowiska, usiłując przekształcić je w miasteczko Hitlerjugend. A w PRL-u obiekty lecznicze oraz turystyczne znacjonalizowano. I właśnie wtedy cieszyły się największą frekwencją.