Jest to historia narodzin i śmierci dziecięcej gwiazdy
sportu i show businessu, słodziutkiej, ślicznej,
uwielbianej przez telewidzów utalentowanej kilkuletniej
łyżwiarki figurowej, widziana z perspektywy
starszego, zaniedbywanego przez rodziców
brata, wspominającego po latach zamordowaną
siostrę. Tej powieści, mimo że błyskotliwej, ironicznej,
momentami naprawdę skrzącej się dowcipem,
nie czyta się lekko. Lektura nie daje czytelnikowi
upragnionych chwil wytchnienia od codzienności,
nie niesie ze sobą krzepiących przesłań. Jest to drobiazgowa
i przenikliwa wiwisekcja białej amerykańskiej rodziny z klasy średniej
i wyznawanej przez nią religii. Religii przez samych wyznawców nazywanej
chrześcijaństwem, mającej jakąś tam mglistą wizję Boga i zaświatów,
w istocie zaś będącą kultem życiowego sukcesu za wszelką cenę.
Jest to nakreślony z wielkim rozmachem i precyzją obraz wychowywania
niby wolnego od przemocy, bo przecież nie używa się tutaj kija
ani rózgi, w istocie jednak będącego okrutnym łamaniem charakteru
małego człowieka. Oates pokazuje, unikając – co ważne – moralizowania
czy publicystycznej gadaniny, że spoiwem tej religii jest nie tyle
uznanie dla ludzkich działań i dążeń, co raczej konsekwentnie, od najmłodszych
lat wtłaczana pogarda dla wszelkiej słabości i paniczny lęk
przed byciem gorszym od innych. A rodzice dla pieniędzy i medialnego
rozgłosu gotowi są nie tylko pozbawić swoje dzieci miłości, ale nawet
zaryzykować ich życie.
Nie da się tej powieści czytać bez gorzkiej refleksji, że przecież
Oates pokazuje świat prawdziwy, a rodzina Rampike’ów, mimo że
amerykańska i do bólu protestancka, mimo że wprost nazwana patologiczną,
wcale nie wydaje się polskiemu czytelnikowi obca czy niezwykła.