Jeśli ktoś nie wie, co to takiego Moleskine w tytule zbioru wierszy Piotra
Piaszczyńskiego, bez większego trudu wzbogaci swoją wiedzę i zaspokoi
ciekawość, dzięki nieocenionej Wikipedii. W wierszu tytułowym poeta
retorycznie pyta: „Co z tego zatem, że piszę/ w notesie, jakiego używali/
Hemingway, Chatwin/ i Picasso…” i odpowiada krótko „Nic”.
Taka własnie jest cała twórczość poetycka Piaszczyńskiego (rocznik
1955) – od 1990 roku mieszkającego w Niemczech, w miasteczku
Eitorf, między Bonn a Kolonią – jaką znamy z tomów „Głos” (1988),
„Nieobecność” (1997) czy „Mężczyzna z zapałkami” (2006).
Liryka Piaszczyńskiego jest oszczędna i zwięzła, poeta nie wypowiada
jednego słowa za dużo, nie werbalizuje jednej myśli ponad to, co
pomyślane być musi, powinno być koniecznie. Zaledwie jeden wiersz,
z zamieszczonych w „Moleskine” nie kończy się na tej samej stronie,
na której się zaczyna, dzięki czemu w tej szczupłej książeczce mamy
tak dużo światła. Zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym.
Jest to liryka niezwykle jasna i czysta, logiczna i w swojej logiczności
precyzyjna. Niezależnie od tego czy poeta mówi z całą powagą, żartuje,
czy ironizuje.
„Jako poeta jestem/ (doskonale samotny)” – twierdzi Piaszczyński
w jednym ze swoich na pół smutnych, na pół radosnych wierszy, ale
nie znaczy to wcale, że zamyka się w sobie, że ucieka przed codziennością.
Niezależnie, czy czyta najnowszy numer „Bilda” lub przegląda
swoją teczkę w Instytucie Pamięci Narodowej, czy też żegna zmarłych
przyjaciół, daje nam nieustannie do zrozumienia, że twardo stąpa po
ziemi, że rzeczywistości, na której się żyje trzeba nieustannie wymierzać
sprawiedliwość.