Rzecz o narodzinach agenta 007, można by tak określić tę powieść. „New York Times Book Review” nazwał ją „zwariowanym thrillerem historycznym” i wyjątkowo ta deskrypcja się sprawdza – bo mamy tu nie tylko spiski i zabójstwa, ucieczki i pościgi, szalonych badaczy i zakochane kobiety, ale i różne wynalazki, na przykład astrolabium, którym bezbłędnie posługuje się doktor John Dee, oraz srebrne dildo, w korzystaniu z którego biegłość wykazuje Maria, królowa Szkotów. Uwięziona przez Elżbietę I, władczynię Anglików, Maria nie ma co robić, ćwiczy więc ze swymi służkami różne sposoby zabijania nudy…
Fabuła zaczyna się nocą św. Bartłomieja, czyli „jutrznią paryską”, jak nazwano rzeź na hugenotach dokonaną przez katolików w imię boga. Angielscy agenci Elżbiety zmuszeni są do ucieczki wraz ze zdobytymi dokumentami, pokazującymi tzw. Przejście Północno-Zachodnie, czyli poszukiwany od średniowiecza szlak handlowy z Europy do Azji, marzenie wszystkich władców, którzy aż zacierali ręce na myśl o bogactwach, jakie z Azji można by wywieźć. Przejścia oczywiście nie było, ale nie brakowało cwaniaków, próbujących dorobić się na składaniu władcom pustych obietnic – a Elżbieta, choć inteligentna i otoczona doradcami, potrzebowała pieniędzy na zorganizowanie i wyposażenie armii do odparcia spodziewanego ataku hiszpańskiej armady i osadzenia na angielskim tronie „sexy Mary”. Nim dojdziemy do oficjalnego mianowania Johna Dee agentem 007 na liście Tajnych Służb Jej Królewskiej Mości, poznamy intrygi pętane wokół królowej, zdrajców, szalbierzy, płatnych morderców, przekupnych polityków. Tempo narracji szalone (autor jej zawodowym scenarzystą), bohaterowie wydarzeń to postaci barwne i pełnokrwiste – świetna rozrywkowa lektura, dobrze i z werwą przełożona.