
Chyba nikt nie wyobraża sobie Świąt Bożego Narodzenia bez Gwiazdki. A Gwiazdka nie istnieje bez magii i nadziei, których coraz mniej wokół nas.
Ojciec Vodol znowu knuje, próbuje skłócić i zatruć umysły mieszkańców Elfiego Jaru. W swoją intrygę wplątuje Króliczka Wielkanocnego i całą jego rodzinę. Nawet Elfy ogarnie człowiekofobia. Czy uda im się zniszczyć święta?
W swojej wspaniałej i magicznej opowieści, będącej kontynuacją „Dziewczynki, która uratowała Gwiazdkę”, Matt Haig pełnym ciepła i humoru językiem opowiada o wierze i miłości, rodzinie i nadziei.
Amelia Wishart wraz z Kapitanem Sadzą i Mary zamieszkała u Ojca Gwiazdki. W domu z piernika przy ulicy Reniferowej na parter zjeżdża się zjeżdżalnią. A zegar, z którego zamiast kukułki wyskakuje renifer, wskazuje czas elfów (np. Rzeczywiście Bardzo Wcześnie). Dlaczego więc Amelia nie czuje się szczęśliwa? Bo nie radzi sobie w szkole. Czuje się obca. Wszyscy są od niej o jakieś trzysta lat starsi. Dwa plus dwa to wcale nie cztery. Geografia też w niczym nie przypomina ludzkiej. I najgorsze: rozbiła supernowoczesne sanie. A przecież wiadomo, że „zmartwienia kradną nadzieję z naszej duszy”, i kiedy tych zmartwień jest coraz więcej, magia i święta są zagrożone. Amelia postanawia opuścić Elfi Jar. Kto w takim razie uratuje święta, jeśli nie dziewczynka, której udało się to już dwa razy?
Autor „Chłopca zwanego Gwiazdką” wprowadza małych i dużych czytelników w cudownie świąteczny nastrój. Tutaj niemożliwe jest zakazane. Miłość to największa siła i wiara góry przenosi. A skoro bez magii nie ma świąt, wierzmy ze wszystkich sił. Wesołych Świąt! Ho ho ho ho!