Wtorek, 27 lipca 2021
WydawcaCzarne
AutorWłodek Goldkorn
TłumaczenieJoanna Malawska
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiWołowiec
Rok publikacji2021
Liczba stron270
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 7/2021

Jak odnaleźć się pośród różnych tożsamości, narodowych przynależności, zwłaszcza gdy jedna z nich postrzegana jest poprzez wyzna­nie? Włodek Goldkorn wyjechał z Polski jako szesnastolatek, to niesławna wymuszona alija z 1968 roku – i był zachwycony nowym kra­jem, Izraelem. „Podoba mi się nie tylko dla­tego, że to ojczyzna. Podoba mi się, bo jest piękne”, mówił do ojca, gdy jechali wśród górzystego krajo­brazu do Jerozolimy. Cała jego opowieść jest o tym: o akcep­tacji, przyswajaniu, wchłanianiu.

Autor nie miał, inaczej niż wielu innych przybyszów z 1968, ale i wcześniejszych albo późniejszych fal emigranc­kich napływów, kłopotów z zaakceptowaniem nowego miejsca. Erec Jisrael był jego ziemią, nie tyle świętą, na co wskazuje nazwa, ile po prostu własną, tą, z którą się można wiązać, przypisać, utożsamiać. Nie mnie oceniać, czy wyka­zał się nadgorliwością, próbując nie tylko zanurzyć się w ję­zyku (podkreśla „cudowną urodę hebrajskiego”), testując kibuce, biorąc aktywny udział w działaniach różnych orga­nizacji społecznych i pozarządowych, jak nazwano by je dzi­siaj, a nawet i wywrotowych (w ówczesnej opinii). Przedsta­wiając też to półwiecze, stara się wytłumaczyć, zrozumieć i przedstawić Izrael. „W samej naturze Izraela jest coś, co nie poddaje się konformizmowi, jakiś pęd do ekstremalno­ści”, pisze. Ale potem znajduję uwagę głęboką i ważką: „Isto­ta doświadczenia żydowskiego zawsze leżała w diasporze”. Bo naród bez ziemi łączy się w słowie: „Słowo trwa na wieki, ponieważ nazywa materię i czyni wyobraźnię wolną”.

To nie była książka pisana dla czytelnika polskiego – au­tor od lat mieszka i pracuje we Włoszech, obcość orygi­nalnego odbiorcy, pewne zgrzyty są wyczuwalne. W su­mie wychodzi to na plus; temat przynależności narodowej nie jest łatwy – można walić wprost, wypominając urazy, można dotykać go w rękawiczkach. Goldkorn znalazł wła­sny sposób: pisze o sobie, swoich doświadczeniach i prze­myśleniach, umiejscawiając je w czasie. Pozwala mu to po­kazać wydłużony okres dojrzewania – do akceptacji Izraela jako ojczyzny, Polski jako kraju pochodzenia, członkostwa w obejmującej świat diasporze. „Polska jest zawsze w tle”, pisze o książce Anna Bikont. Mam jednak wrażenie, że to pusty frazes, Goldkorn Polskę plasuje – bez specjalnego wyróżniania – w rzędzie męczących go upiorów historii. Paskudne tło, nie ukrywajmy.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ