Czwartek, 25 lutego 2016
WydawcaZnak
AutorBeata Chomątowska
RecenzentPiotr Kitrasiewicz
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2015
Liczba stron336


Pałac Kultury i Nauki stał się symbolem powojennej Warszawy. Wznieśli
go budowniczowie radzieccy jako „dar dla narodu polskiego” w samym
centrum stolicy Polski Ludowej. Potężny, największy warszawski
gmach, wzbudził autentyczne zainteresowanie miejscowych i przyjezdnych,
chociaż nie brakowało takich, którzy uważali go (i uważają nadal)
za architektoniczne straszydło spod znaku socrealizmu. Jeszcze
zanim zapadła decyzja o tej inwestycji, Biuro Odbudowy Stolicy rozpoczęło
w 1946 roku rozbiórkę i wyburzenie kamienic (a raczej ich
ruin) w kwartale ulic: Chmielna, Wielka, Złota, Sienna, Marszałkowska,
czyli w miejscu gdzie w kilka lat później stanie PKiN. Nastąpiło to
w listopadzie 1953 roku, a gotowemu budynkowi nadano imię Józefa
Stalina. Samo oddanie budowli do użytku nastąpiło jednak dopiero 21
lipca 1955 roku. Dzień później (w rocznicę Manifestu PKWN) odbyła
się w nim, a konkretnie w największej w stolicy sali – Kongresowej,
uroczysta akademia z udziałem delegacji z 10 „bratnich” krajów.

Autorka śledzi losy PKiN od strony „intymnej” czyli zakulisowej,
ale rzecz jasna również tej oficjalnej. Budowniczowie ze wschodu
mieszkali w drewnianych domkach na Jelonkach, które z tej okazji
nazwano osiedlem „Przyjaźń”, a biorąc pod uwagę handlowe kontakty
oraz alkoholowe spotkania pomiędzy przyjezdnymi i miejscowymi
faktycznie zalążki takiej przyjaźni tam powstawały. Potem osiedle
przekazano na użytek studentów. Wysoki na 30 pięter budynek
wzbudzał nie tylko podziw, ale i prowokował destrukcyjne posunięcia:
pierwszy skok samobójczy z tarasu widokowego nastąpił w 1958
roku, a po nim następne, dopóki po latach nie zabezpieczono piętra
specjalną siatką.

Beata Chomątkowska rozwiewa narosłe wokół Pałacu Kultury
mity i legendy. Na przykład, plotki o rzekomo znajdującym się pod
nim labiryncie korytarzy łączących gmach z budynkiem Komitetu
Centralnego PZPR przy rogu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu.
Takiego łącznika nie było, a korytarze piwniczne pozwalały raptem na
spacer wokół samego budynku. Poszczególne piętra służyły konkretnym
instytucjom i służbom. Np. z piątego początkowo nadawała telewizja,
a następnie zagościła tam pałacowa ochrona; na siedemnastym
znajdowały się redakcje czasopism dziewczęco-kobiecych, „Filipinki”
oraz „Kobiety i Życia”. Cenną wiedzą podzieliła się z autorką pani
H., która większą część życia przepracowała w PKiN. Mówiła m.in.
o pracy windziarek, sprzątaczek czy tłukącym się po gmachu „duchu”
Dzierżyńskiego (sali im. Feliksa Dzierżyńskiego po latach wynaleziono
innego patrona – Stefana Starzyńskiego). Opowiedziała też o skargach
składanych przez zwiedzających do zarządu PKiN: chociażby o piśmie od jednego pana, któremu gołąb na 30. piętrze zabrudził ubranie.
Zwiedzający zażądał odszkodowania…Hm, tak też bywało.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ