Nie ma lepiej przetłumaczonej książki niż przekład „Pani Bovary” Ryszarda Engelkinga. Ja przynajmniej tak sądzę. Niestety najlepsza wersja ma sporą konkurencję w postaci coraz to kolejnych wznowień starego przekładu Anieli Micińskiej. Nie można pozwolić, żeby przepadła ona w morzu przedruków. Bo nie okładka się liczy, a treść.
Tłumacz spędził nad najpopularniejszym dziełem Gustave’a Flauberta kilkadziesiąt lat, i jak podaje wydawca, ostatnie poprawki wprowadził jesienią 2023 roku.
Przekładając powieść, Engelking pracował nie tylko nad treścią utworu, ale także badał okoliczności powstania tekstu, proces formowania się dzieła, śledził listy pisarza do współczesnych mu i analizował wskazówki, jakie Flaubert zostawiał późniejszym czytelnikom „Pani Bovary”. Czy to jest jeszcze przekład, czy już interpretacja? Uważam, że nadal to pierwsze, gdyż oddanie myśli autora wyrażonych w obcym języku, a dalej odnalezienie pewnych sprzeczności, które mogą zaskoczyć uważnego czytelnika (na przykład skąd wzięła się sterta siana w kwietniu?), wymagają wyjaśnienia. Tłumacz w całości stara się brać odpowiedzialność za słowa własne i słowa pisarza i w przypisach rozrastających się do siedemdziesięciu stron objaśnia nam ukryte aluzje, znaczenie symboli i kolorystyki, obyczajowość francuskiej prowincji, odniesienia do lektur czytanych przez Emmę Bovary i jej amantów. Drobiazgowe opisy korespondują z tekstem, z wykładnią historyczno-literacką i epistolografią Flauberta.
Jeśli i to nie zachęca, pozostaje jeszcze przedmowa, która stanowi świetną reklamę nie tyle pracy własnej tłumacza, ile dzieła, któremu Engelking poświęcił kilkadziesiąt lat swojego życia. Zwraca uwagę na arcydzielność narracji, stosowanie mowy zależnej i niezależnej, symetryczność i dwudzielność budowy powieści, wreszcie osładza nam postać nieudacznego Karola Bovary, na którego tłumacz każe nam patrzeć nie tyle jako nudnego skończonego osła, ile człowieka, który padł ofiarą niezamierzonej intrygi, i gdyby nie fatalizm sytuacji, czytelnik mógłby go nawet polubić.
Przekład Anieli Micińskiej jest poprawny, ale stylistyka składni, jaką posługuje się Ryszard Engelking, stanowczo przewyższa pierwotny przekład. To maestria sama w sobie. „Pani Bovary to ja” może powiedzieć tylko ta wersja.