Czwartek, 1 kwietnia 2021
WydawcaIskry
AutorJarosław Górski
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2021
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2021

Najpoczytniejszy prozaik międzywojnia doczekał się wreszcie biografii z prawdziwego zdarzenia. Bo, nie umniejszając zasług prof. Józefa Rurawskiego, jego książka o Tadeuszu Dołędze-Mostowiczu sprzed lat ponad 40 powstała jednak pod czujnym okiem cenzora. Okoliczności śmierci pisarza nie mogły tam zostać przedstawione. Prawdę powiedziawszy, nie wyjaśnia ich i niniejsza pozycja. Wersji funkcjonuje kilka, a świadków zdarzenia już nie ma między nami. Jarosław Górski przybliża wszystkie hipotezy, akcentując, że kwestii, jak dokładnie doszło do zgonu autora „Znachora”, nie da się już rozstrzygnąć. Bez wątpienia zginął od kuli sowieckiej.

Kolosalną zasługą Górskiego jest pieczołowita demitologizacja życiorysu opisywanego. Pochodził z rodu zamożnych ziemian herbowych – majątki tracili w następstwie carskich konfiskat, a zwłaszcza rewolucji bolszewickiej. Nigdy nie był zecerem, a z dziennikarstwem zapoznał się poprzez pracę korektorską. Endecji kibicował umiarkowanie. Stanowczo potępiał pucz Józefa Piłsudskiego – lecz u schyłku II RP z sanacją, zwłaszcza tą zgrupowaną w szeregach Obozu Zjednoczenia Narodowego, znajdował się już w zażyłej komitywie. Opływał w dostatek, ale cierpiał na kompleks niedocenienia przez – jakbyśmy dziś rzekli – mainstream. Pozostał w stanie kawalerskim, lecz zdążył się zaręczyć z posażną wybranką ze sfery ziemiańskiej.

Legenda o porzuceniu publicystyki z uwagi na własne bezpieczeństwo brzmi szlachetnie, choć nie odpowiada rzeczywistości. W drodze z redakcji do domu został pewnego wieczoru uprowadzony przez nieznanych sprawców (poważne poszlaki jednoznacznie wskazują na wysokiej szarży piłsudczyków), następnie dotkliwie pobity i porzucony na południowym przedmieściu stolicy, ale odzyskawszy kondycję, nie zaniechał kąśliwych – wobec nowej władzy – enuncjacji prasowych. Dotyczyło to w szczególności jej postępowania z generalicją, która w maju roku 1926 broniła prawowitych rządów, czyli gen. gen: Ostoi-Zagórskiego, Jordana-Rozwadowskiego, Malczewskiego oraz Hallera.

Dziennikarstwo stanowiło jedynie uwerturę na zawodowym szlaku Dołęgi-Mostowicza. Starannie zaplanował własną przyszłość i krok po kroku wprowadzał ów detalicznie opracowany projekt w życie. Zamierzał egzystować na wysokiej stopie wyłącznie przy pomocy pióra. I dopiął celu. Znalazł bowiem konkretnych odbiorców swej twórczości. Gospodyniom domowym, pensjonarkom, mężatkom, pannom, niewiastom pracującym i utrzymywanym przez małżonków oferował cykl powieści kobiecych – bynajmniej nie feministycznych! Kluczową rolę ogrywała tam miłość w przeróżnych konfiguracjach, ukazana na szerokim tle obyczajowym. Dla panów przeznaczał książki o zabarwieniu sensacyjno-społecznym, zdecydowanie bardziej odnoszące się do rzeczywistości. Druk kolejnych tomów poprzedzała ekspansywna reklama oraz publikacja w odcinkach na łamach niejednej gazety.

Wizytówką pisarza stała się „Kariera Nikodema Dyzmy”. Zachwycamy się jej kongenialną adaptacją telewizyjną (autorstwa Jana Rybkowskiego i Marka Nowiskiego) z brawurową kreacją Romana Wilhelmiego w roli tytułowej. Ta ponadczasowa i przenikliwa powieść, sugestywnie ilustrująca niuanse polityki i funkcjonowanie jej elit, w międzywojniu zekranizowana zostać nie mogła ze względu na zbytnie podobieństwo bohaterów do rządzących.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ