W swym reportażu retro autor wnikliwie opisuje pionierskie czasy polskiego olimpizmu. Wiele postaci odkurza, szereg spraw wyjaśnia, nierzadko dokonuje cennych odkryć.
Przygotowania polskiej reprezentacji do olimpijskiego debiutu we Francji (najpierw zimą w Chamonix, potem latem w Paryżu) natrafiały na szereg trudności. Polski Komitet Igrzysk Olimpijskich nigdy nie odzyskał pożyczonych przez rząd Władysława Grabskiego niemal pięćdziesięciu tysięcy franków belgijskich. Zbiórki pieniężne nie przynosiły spodziewanych rezultatów. Narastał kryzys gospodarczy, rosła inflacja. Działacze sportowi musieli improwizować. I byli skłóceni – centralni z lokalnymi, olimpijscy ze związkowymi, ale też geograficznie, bo linie podziałów często przebiegały wzdłuż granic zaborów. To, że udało się zebrać fundusze na olimpijski start w stolicy Francji, wiceprezes PKIO Stanisław Polakiewicz podsumował zdaniem: „Widać, że w naszym charakterze narodowym to już leży: działać sprawnie pod obuchem ostateczności”.
Podróż naszej reprezentacji do nadsekwańskiej metropolii trwała przynajmniej dwie doby. Jechano koleją, z licznymi przesiadkami, przeważnie na ławach wagonów trzeciej klasy. Polski nie było stać na kwaterunek ekipy w wiosce olimpijskiej. Tańsze okazały się pomieszczenia historycznej Szkoły Polskiej Batignolles, gdzie sportowcy tłoczyli się po kilkunastu w małych i dusznych klasach.
Za występ w Paryżu najbardziej oberwało się polskim futbolistom. Daniel Lis postrzega ich szerzej, bowiem życiorysy wielu zdeterminowała historia.
Przyczyny niepowodzeń biało-czerwonych były zresztą różne. Lekkoatletów zjadła trema, uzyskali gorsze wyniki niż w kraju. Szermierze zawiedli, ale byli zachwyceni tym, jak wielką wiedzę zdobyli i odgrażali się w prasie, że z niej skorzystają (i tak sią stało, już cztery lata później w Amsterdamie stanęli na podium). Strzelcy przybyli z bronią pochodzącą z magazynów wojskowych. Na godzinę przed ostatnim startem Marian Borzemski za resztę franków, jakie mu zostały, nabył nowoczesny pistolet amerykański i wyniki poprawił znacznie. Wioślarze pojechali bez własnej łódki, gdyż był to czas, gdy nawet polskie kluby nie miały jak ze sobą rywalizować, bo przewożenie łodzi pociągiem było zbyt kosztowne. Bokser Tomasz Konarzewski wspominał, że w Paryżu stoczył zaledwie czwartą walkę w swoim życiu i dopiero tam dowiedział się, co to znaczy lewy prosty.
Aby zostać olimpijką, Wanda Dubieńska, córka premiera II Rzeczpospolitej Juliana Nowaka, zmieniła sportową specjalizację. Jeszcze u schyłku zaborów została tenisową mistrzynią Krakowa i Galicji. Ponadto pływała, jeździła konno, na łyżwach i nartach. W Paryżu walczyła floretem. Personaliów Edwarda Bryzemejstra próżno szukać w encyklopedii żeglarstwa, a pozostawił po sobie ciekawą relację. Pokazującą, że problemy organizacyjne zdarzają się wszędzie.
Paryż 1924 przykuł uwagę krajowej prasy. Akcentowała, że obecność Polski na igrzyskach dowodzi istnienia państwa.