Rewolucja roku 1905 zapisała się w polskiej literaturze przede wszystkim za sprawą twórczości Andrzeja Struga, Wacława Berenta oraz Henryka Sienkiewicza. Mam na myśli oczywiście „Historię jednego pocisku”, „Oziminę” oraz „Wiry”. Nie wątpię, że niniejsza powieść dołączy do tego zacnego grona.
Pisarz koronkowo utkał fabułę z wydarzeń autentycznych oraz kreowanych. Czytając poszczególne rozdziały – a jest ich 52 i to jeszcze nie wszystko, zważywszy na wieńczący prozę dopisek „koniec tomu I” – nie dostrzega się szwów dzielących realia od fabuły.
Autor od chwili literackiego debiutu – „Lament nad Babilonem” – bierze się za bary z naszą historią. W jego dorobku można wyróżnić dwa nurty. Że tak powiem solidarnościowy, reprezentowany przez powieści „Za późno na modlitwę”, „Przeżyłem wszystkich poetów” i „Szwy”, gdzie w tworzeniu materii prozatorskiej wykorzystuje na ogół zdarzenia znane z pierwszej ręki, oraz niepodległościowy („Choćbym mówił językiem ludzi i aniołów”, „Opowiem wam o wolności”, „Honor mi nie pozwala”), przywołujący echa epizodów przez dekady pokrytych pyłem niepamięci. „Pogrom 1905” zalicza się do tej ostatniej kategorii. Wprawdzie ów tytułowy incydent niedawno odkurzył z naftaliny Grzegorz Kalinowski – w varsavianistycznym kryminale pt. „Pogromca grzeszników” – lecz stanowił on dlań jedynie zaczyn intrygi z czasów międzywojennych. Natomiast Holewiński koncentruje na nim swe wykwintne pióro. A że daru narracji może mu pozazdrościć większość prozaików III RP, toteż książka przykuwa uwagę od pierwszego akapitu.
Tytułowy pogrom miał miejsce w maju roku 1905. Ofiarami padły prostytutki i sutenerzy z syreniego grodu. Głównie wyznania mojżeszowego. Chodziło o sanację moralną zniewolonego narodu? Była to erupcja antysemityzmu, na wzór tych, jakie nawiedziły mniej więcej w tym czasie inne miasta imperium Romanowów? A może okrutne zbrodnie inspirował rosyjski zaborca, aby odwrócić uwagę ludu od coraz silniej tlącego się zarzewia buntu? Pisarz nie daje na te kwestie klarownej odpowiedzi – pozostawiając to historykom. Z zegarmistrzowską precyzją relacjonuje za to przebieg zamieszek, wykazując się przy tym nie lada realizmem. Mam na myśli wiernie zrekonstruowaną topografię miasta z początku dwudziestego stulecia, pieczołowicie odtworzoną obyczajowość tejże epoki (ubiory, jadłospisy, wyposażenie mieszkań, asortyment sklepów, wygląd domów, ulic, dworców, parków), wreszcie bogatą galerię typów. Naszkicowanych nader plastycznie. No, ale Holewiński jest przecież entuzjastą malarstwa, czego dowiódł, szkicując biografię flamandzkiego mistrza pędzla Jacoba Jordaensa. A ponieważ jest również miłośnikiem futbolu, zatem zamawiam beletrystkę na ten temat. Najchętniej z Argentyną w roli wiodącej.