
Nie wiem, czy rody pisarskie istnieją, ale że gorączka pióra potrafi przejść z ojca na syna, udowadnia przykład dwóch tomów bez wątpienia ciekawych opowieści profesora prawa zdecydowanie (!) nie anonimowego, Jana Majchrowskiego. Być może swadę odziedziczył profesor po ojcu, Stefanie Majchrowskim, który był znanym kiedyś autorem książek biograficznych oraz książek dla młodego czytelnika, a nie od rzeczy należy w tym miejscu dodać, iż podczas wojny Stefan walczył w kawaleryjskim siodle, był więźniem oflagów i dziedzicem wojskowej tradycji Drugiej Rzeczpospolitej.
Co ma znaczenie specjalne dla Jana Majchrowskiego, gdyż właśnie rzeczownik „tradycja” w zwrocie „tradycja patriotyczna” istotnie określa deklarowany i demonstrowany styl rozumowania polityka, byłego wiceministra, byłego wojewody, byłego sędziego Sądu Najwyższego, współtwórcy solidarnościowej konstytucji państwa, a przede wszystkim bardzo znanego prawnika z wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
A teraz wkroczył ten prawnik i polityk na ścieżkę wprost pisarską. Na razie wydeptuje sobie drogę dwoma tomami: najpierw opublikował „Przeciw uzbrojonym analfabetom”, następnie – jakby idąc za ciosem, „POLIdRUKI”.
Trzeba przyznać, że w nowej roli Jan Majchrowski potrafi sobie radzić, przede wszystkim pozycjonując się jako wyborny gawędziarz. Jego bohaterowie to osoby i również sprawy (bo wydarzenia mają w obu tomach tak samo ważkie znaczenie co osoby przewijające się w kolejnych opowieściach) wywodzące się z naszej bezpośredniej bliskości lub z całkiem aktualnej współczesności. Przy czym nie kryje autor fundamentów ideowych, jakie fundują jego poglądy, wybory, kontakty, zachowania w życiu publicznym. Wymienię: polska tradycja, klasyczna aksjologia narodowa, przywiązanie do prawicowej z ducha patriotycznej postawy moralnej. I jednoznaczne opowiadanie się po prawej stronie aktualnej sceny politycznej.
Oczywiście gdyby tylko o idee szło, gawędy byłyby nudne jak flaki z olejem, przypominając obowiązkowe lekcje wychowania patriotycznego w byle jakich szkołach. Ale nie, bynajmniej tak nie jest, bowiem Majchrowski umie przełożyć swe poglądy na język soczystych, barwnych anegdot, w dodatku ogarniających tłum postaci znanych, również tych wychylających się stale z pierwszych stron gazet. Przy czym skłonny jest profesor do sądów wyrazistych, często mocno impetycznych i niekoniecznie słusznych. Ot, choćby pogląd, że w PRL-u na wysokie nakłady mogli liczyć tylko uprzywilejowani politycznie pisarze. Niezupełnie, aby zarobić, wydawnictwa przecież wydawały w ogromnych nakładach dzieła pisarzy mogących liczyć na przychylność czytelnika masowego: od powieści Dobraczyńskiego czy Nepomuckiej, po książki Chmielewskiej i Nienackiego. Zgodzę się z całkiem trafnymi uszczypliwościami Jana Majchrowskiego i kpinkami z person wielu peerlelowskich przebrzmiałych sław ustawianych ongiś na wysokim świeczniku, dziś zazwyczaj zgasłych z kretesem kreatorów dawnej światopoglądowej wyobraźni. Takich jak choćby Zbigniew Załuski albo Andrzej Szczypiorski.
Książkę czyta się lekko, przyjemnie, choć goryczy w przywoływanych opowiastkach co niemiara. Refleksji nad zmiennością naszego świata też ukrywa się w tekście mnóstwo, ale bez dydaktycznego smrodku, więc tom polecam do niekłamanej rozrywki. I do refleksji też.