
Bohater tej książki był scenografem (o czym pamięta się mniej) i plakacistą – więcej, głównie przez swoją serię 163 plakatów poświęconych Polsce. Jest to seria w pełni autorska, łatwo rozpoznawalna, jako że afisze charakteryzują się konsekwentnym, powtarzanym układem – obrazek, nazwa miejsca, szlaczek z wielojęzycznych określeń Polski. A pomysł cyklu jest pokłosiem rozmów z Krzysztofem Dydo (krakowska Galeria Plakatu) i Krzysztofem Marcinkiewiczem (wrocławska Galeria Polskiego Plakatu). Ten drugi był oficjalnym nakładcą serii, jej „ojcem chrzestnym” i jednym z tych, którzy z Kają omawiali kolejne pomysły – nie tylko konkretnych miejsc na mapie Polski, ale i abstraktów w rodzaju „Zaduszek”, „Warszafki”, „PRL-u”, cudownie podtekstowego „Podhala” z cipką krytą parzenicą (górale nie poczuli się obrażeni). No i clou serii, „Zadupia”, tradycją pachnącą sławojką.
Beata Szady tworzy portret podwójny, jak podsuwa nam blurb wydawcy. Polega on na tym, że w pierwszej części opisuje artystę, jego partnera, ich wspólne życie, osobne działania; w drugiej wybrane plakaty doilustrowuje swoimi reportażami, publikowanymi – jak mniemam – przy innych okazjach, a tu wklejonymi, bo pasowały. I jak to zwykle bywa, o każdym z nich można powiedzieć, że się nadaje – tak, omówienie grobów przydrożnych (niezwykłe!) da się dokleić do plakatu poświęconego Zaduszkom, ale już opowieść o jeździe na gapę (plakat Cisna), a tym bardziej o jabłkowych plantacjach (Sady grójeckie) trąci mi jakoś autopromocją: „O, taki fajny tekst o tym napisałam”. One są fajne, to prawda, pouczające i wskazujące nowe podejście, ale w moim przekonaniu wykorzystujące okazję do ich przypomnienia.
Nie, nie oczekiwałem omówienia 163 plakatów, na to jest miejsce w katalogu wystawowym. Ale czuję ogromny niedosyt – bo o Ryśku niby jest tu dużo: bałaganiarz, cygaretnik, śmieciuch, snob, pracuś, niesumienny, miłośnik banału („kocham kicz, czerpię z kiczu i tandety pełnymi garściami”, mówił w wywiadzie). Znacznie jednak więcej mamy tu Beaty Szady. Czyli „Polska według Beaty Szady w obrazach Ryszarda Kai”. No, chyba nie tak miało (powinno) być.