Czwartek, 3 września 2020
WydawcaKsiążkowe Klimaty
AutorJakub Kornhauser
RecenzentAdam Słupski
Miejsce publikacjiWrocław
Rok publikacji2020
Liczba stron184
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 7-8/2020

Jakub Kornhauser zabiera czytelnika w podróż po Krakowie widzianym z wysokości rowerowego siodełka. Z drobnymi wyjątkami „Premie górskie najwyższej kategorii” omijają „atrakcje, które musisz zobaczyć”, pokazując to, co nieoczywiste. Nie potrzebuję dodatkowej zachęty. Wsiadam i jadę.

Już na początku obracania korbą zastanowił mnie tytuł. Odpowiedź jednak przychodzi bardzo szybko. Rubieże stolicy Małopolski obfitują w miejsca, gdzie nawet ambitni fani dwóch kółek poczują miłe zmęczenie. Najwyższą kategorię dostrzegłem również w stopniowo odkrywanych smaczkach, których wielu zapewne próżno szukać w przewodnikach i być może niejeden Krakus usłyszy o nich po raz pierwszy. Cóż dopiero ja? Odnosiłem wrażenie, że istota nie polega na specyfice konkretnego miejsca, oryginalnej nazwie ulicy lub osiedla, dawno zapomnianej budowli, wiejskiego widoku w dużym mieście, ale na ogromnej różnorodności Krakowa, z jaką możemy się zetknąć, jeżeli tylko zechce się nam wysunąć nos poza utarte ścieżki. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie tylko o mieście urodzenia autora tu mowa, ale o każdej aktywności, jeżeli tylko wyrwiemy się z letargu.

Autor zabiera czytelnika w przeszłość, czasem sięgając do PRL-u, niekiedy odkrywając dużo starsze, fascynujące szczególiki, by nagle przyspieszyć i przeskoczyć do czasów współczesnych. Jego oczami obserwujemy historię wzrostu miasta zarówno poprzez przyłączanie okolicznych miejscowości, jak i rozszerzające się blokowiska (dziś powiedzielibyśmy: osiedla) pochłaniające dawne pola i łąki. Narrator pokazuje lokalne zwyczaje, kpi z niezrozumiałych urzędniczych decyzji, nawiązuje do dzieł kultury, ilustruje skutki inwestycyjnego boomu, a wszystkiemu towarzyszy tempo tak szybkie, że czasem ledwo utrzymywałem się na kole.

W każdym rozdziale Kornhauser wsiada na rower i prowadzi nową trasą, niekiedy wyjeżdżając poza mapę, jak to określa. W przekazywanych wrażeniach wyraźnie widać uwielbienie dla Krakowa i rowerowej przejażdżki jego ulicami; sam nie wiem, co go bardziej pochłania. Pochylony nad „barankiem” opowiada, jakby opisywał swoje przeżycia kumplowi, również zapalonemu rowerzyście. Język ten, niewolny od swobodnych neologizmów, sprawia, że łatwo daję się wciągnąć, mimo że trasa prowadzi drogą zupełnie mi nieznaną. Istotne jest jednak coś innego — zapał, uwielbienie i poczucie wolności towarzyszące każdemu przejechanemu kilometrowi, uczucia tak dobrze mi znane. Podobnie jest z psem, z pozoru ospałym mieszkańcem peryferyjnego osiedla, który upodobał sobie twoją łydkę, zmuszając cię do ustanowienia rekordu życiowego w sprincie.

„Premie górskie najwyższej kategorii” czytałem jako bardzo osobisty rowerowy przewodnik po ukochanym mieście. Choć poczułem niedosyt lokalnych historii i miejskich legend, na pewno wrócę do książki, gdy moje dwa kółka zawiodą mnie do Królewskiego Miasta. Chcę poczuć to samo.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ