Czwartek, 8 lipca 2021
WydawcaZysk i S‑ka
AutorBohdan Urbankowski
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiPoznań
Rok publikacji2021
Liczba stron472
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 6/2021

„Siłą napędową marcowego buntu byli stu­denci z warszawskich akademików, przede wszystkim z Kickiego. Żaden z nich jednak do legendy nie przeszedł. Wielu z akademi­ków wyrzucono, musieli wracać na prowincję, a tam czekały już na nich rozdziawione woj­skowe kamasze. Ani historycy, ani publicyści nie poświęcili im uwagi. Do legendy zostali wniesieni na rękach studenci z »warszawki«, synowie komunistycznych prominen­tów, których nazywaliśmy »następcami tronów«, czasem »ba­nanowcami«” – akcentuje autor w swych rozpolitykowanych – choć wielokroć zajmujących – wspomnieniach, obficie in­krustowanych (?) własnym dorobkiem poetyckim.

Najciekawsze w tej stanowczo przegadanej prozie wyda­ły mi się scenki literackie. Około roku 1960 Władysław Bro­niewski, wtedy już właściwie poeta emeritus, rzekł do Boh­dana Urbankowskiego, wówczas nastoletniego wierszoklety: „Myślałem, że to ja jestem ostatnim romantykiem, a widzę, że to pan”. Owa opinia „w dużym stopniu zdecydowała o moim życiu” – podkreśla autor tej książki.

Niegdysiejszy kapitan „Orlik” po jednym ze swoich wie­czorów autorskich zaprosił oczarowanego nim maturzystę in spe do knajpy: „Postawił wódkę. Jako szermierz i harcerz, do tego tajnej drużyny im. Piłsudskiego, powiedziałem, że nie piję. Broniewski powiedział, żebym jednak zrobił wyjątek. »To, że odmawiasz (mówił mi „ty”), to dla ciebie normalka. Ale
jak zrobisz wyjątek – zapamiętasz do końca życia. Poza tym będziesz bardziej prawdziwy, mniej książkowy. Takie dążenie do doskonałości może się dla ciebie źle skończyć«, ostrzegł”.

Dykteryjek w tej monumentalnej prozie wspomnieniowej, skoncentrowanej na sytuacji politycznej PRL drugiej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, oglądanej ze studenc­kiej perspektywy, jest więcej. Mnie najbardziej przypadła do gustu ta dotycząca próby opublikowania przez Urbankow­skiego swego poematu pod tytułem „Przedwiośnie”. U progu III RP zaproponował mu to Ryszard Matuszewski z „Czytelni­ka”: „Po pewnym czasie dodał jednak warunek:

– Niech pan dopisze o Michniku, konsultowałem z żoną, z kolegami, wszystkim się ten poemat podoba, ale jakże tak bez Michnika.
– Pisałem o tym, co widziałem, Michnika na marcowym wiecu nie było.
– Ale Michnik to już legenda! Może chociaż na strajku?
– Z całym szacunkiem, ale nawet Michnik nie ma daru bi­lokacji.
– Pan nie wiesz, jaka jest moja żona!”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ