Jestem w stanie wyobrazić sobie, że powieść – całkiem realistyczną powieść osnutą na przejrzystej akcji fabularnej – o tym, co działo się nad Bugiem, a właściwie na obu brzegach Buga latem 1941, mógłby napisać Jerzy Andrzejewski zaraz po wojnie. Prawdopodobnie fragmenty tej powieści udałoby mu się wydrukować na łamach „Twórczości” u Kazimierza Wyki, ale całości już nie, bowiem publikację powieści w formie książkowej zablokowałaby cenzura. Taką powieść rozgrywającą się w mikrokosmosie kilku wsi na Podlasiu, nad Bugiem, na chwilę przed atakiem hitlerowskich Niemiec na stalinowski Związek Radziecki mógłby ewentualnie napisać Włodzimierz Odojewski, zanim zaczął pisać „Zasypie wszystko, zawieje…”. Prawdopodobnie kilkanaście lub kilkadziesiąt stron tego utworu ukazałoby się w „Twórczości” za Jarosława Iwaszkiewicza, ale do publikacji całości doszłoby dopiero po wyjeździe pisarza na emigrację. W przypadku Andrzejewskiego lub Odojewskiego mielibyśmy do czynienia z powieściami współczesnymi, w których opisane zdarzenia byłyby zdarzeniami gorącymi, ciągle aktualnymi. Tymczasem w przypadku powieści Andrzeja Stasiuka „Przewóz”, opisującej historię, jaka się wydarzyła lub mogła się wydarzyć osiemdziesiąt lat temu, stworzonej przez autora urodzonego na dodatek w piętnaście lat po wojnie, mamy oto do czynienia z powieścią historyczną. Nie jest to do końca jednak prawdą. Otóż, oprócz wątku historycznego – relacjonowanego przez narratora trzecioosobowego i raczej wszystkowiedzącego – mamy w powieści wątek współczesny, rozgrywający się latem 2020 roku, a poprowadzony przez narratora pierwszoosobowego, personalnego, którym wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jest sam autor.
Ów narrator współczesny wędrujący (w siedmiu z dwudziestu ośmiu rozdziałów powieści) po Mazowszu i Podlasiu w czasie pandemii i lockdownu, wędruje nie ot tak sobie, bez celu, ale jak najbardziej z celem, bowiem ma misję. Chce odnaleźć miejsca, z którymi był związany, szuka swojego dzieciństwa, ale także młodości swojego – jak się można domyślać – ojca. Szuka miejsca, gdzie stał wtedy wiatrak, gdzie był przerzucony most, szuka namacalnych dowodów przeszłości, niekoniecznie zaraz historii. Szuka tego, co niewyrażalne i niewypowiadalne, bo najzwyczajniej w świecie nie do nazwania. Podróżuje „w głąb swojego kraju”, w głąb jego przeszłości, w której być może da się odnaleźć klucz do jego współczesności. Stara się opowiedzieć przeszłość, cudzą przeszłość na nowo, nie kryjąc zresztą swej pisarskiej profesji: „Od zmyśleń byłem ja”. Tyle tylko, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa opowieść „Przewóz” powstała nie tylko ze zmyślenia i z wyobraźni, ale także ze wspomnień starszego pokolenia, z pokolenia ojca, a nawet dziadka. Okazuje się, że dla tego starszego pokolenia, które przeżyło wojnę, nie było niczego ważniejszego od wojny. Ci, którzy przeżyli wojnę żyją w nieustannym niepokoju: „czy Niemiec nie wróci, Żyd nie zmartwychwstanie czy Ruski nie odejdzie”. Wracając do najstarszych wspomnień, tych z czasów dzieciństwa, porte parole samego Stasiuka konstatuje, tyle ile zapamiętał, mianowicie starsi, dorośli: „Pili i wspominali wojnę. Nie było innych wspomnień (…). Wojna nie kończy się nigdy dla kogoś, kto ją widział”.