
Już od ponad ćwierćwiecza twórczość Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby towarzyszy czytelnikom, pomagając im zrozumieć świat i jego relacje. Jak to się stało, że ja, znając autorkę osobiście, dopiero teraz biorę na warsztat recenzencki jej książkę? Nie miałam też okazji zapoznać się z ofertą wydawniczą Czytelni, choć publikują w niej znani i cenieni pisarze, jak np. Katarzyna Ryrych. Tym gorliwiej zabieram się do czytania i oceny.
Bohaterką książki jest czwartoklasistka o literackim imieniu Tosia (pamiętamy „Plastusiowy pamiętnik”?), pasjonatka astronomii – i ten motyw będzie się przewijał w książce. Tosia porusza się o kulach, autorka mimochodem wspomina o wrodzonej wadzie, która, dzięki kosztownej rehabilitacji i ćwiczeniom, stopniowo staje się mniej uciążliwa.
O tym, jak bardzo astronomia wypełnia jej życie, świadczą Tosi skojarzenia: osoba rudowłosej córeczki nowych sąsiadów nie łączy się z Pippi Pończoszanką, tylko z czerwonym pyłem na Marsie, a naszkicowane pozycje zawodników podczas meczu piłki nożnej Tosia szybko połączy liniami, tworząc gwiazdozbiór.
Wspomniani nowi sąsiedzi nie tylko znajdują z Tosią wspólny język, ale dodatkowo okazują się być posiadaczami teleskopu! Ten niezbyt udany prezent sprzed lat, poniewierający się w starym mieszkaniu babci, staje się obiektem marzeń Tosi, co nie powinno dziwić. Na razie jednak dziewczynka musi się zadowolić obserwacją nieba. Tata specjalnie ustawił jej łóżko tak, aby widziała jego jak największy fragment. Wtedy dopiero widać, jak ogromny jest Wszechświat! A ile tam się dzieje! Ciekawe, czy nowy sąsiad, Mikołaj, też obserwuje niebo.
Te marzenia i fascynacje niestety zderzają się ze szkolną rzeczywistością. Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach obecność koleżanki/kolegi z niepełnosprawnością nie powinna dziwić. Okazuje się, że wiele osób aż nadto boleśnie daje odczuć Tosi, że jest zbędna i niepotrzebna, poza tym nikt nie podziela jej astronomicznej pasji. Ulubiona koleżanka Kasia – o, to jest prawdziwa gwiazda! Kiedy stoi na korytarzu podczas przerwy, otacza ją zawsze tłum, niczym planety Układu Słonecznego (to oczywiście skojarzenie Tosi). Ona sama jest przyzwyczajona do tego, że jest w centrum uwagi i widać z licznych sytuacji, opisanych przez autorkę, że przywykła do „gwiazdorzenia”. Kasia uważa swoje sukcesy za oczywistość, porażki jej nie dotyczą, wpatrzonej w nią Tosi często przypomina o tym, o czym tamta chciałaby zapomnieć – klasyczne toksyczne relacje i mobbing.
Ale oto w szkole pojawia się nowa instruktorka kółka teatralnego. Przygotowania do nowej sztuki to będzie punkt zwrotny w akcji książki. Rola Kolombiny zostaje przydzielona Tosi, obdarzonej pięknym głosem (tata jest muzykiem, a więc geny działają). Ta decyzja jest szokiem dla Kasi i jej akolitek, bo wszak zawsze to Kasia otrzymywała główne role! Poza tym w sztuce Kolombina tańczy, a jak tu tańczyć o kulach? Na szczęście scenarzysta rozwiąże ten problem, sadzając śpiewającą Tosię na huśtawce, ale pozbawiona oczekiwanego sukcesu koleżanka i jej sojuszniczki będą się mściły na Tosi bez litości. Samotne stanie na korytarzu, samotne siedzenie w stołówce, szepty za plecami – na szczęście pasja Tosi pozwala jej nie myśleć o tym okrutnym zachowaniu, bo złośliwości ludzkie nie mają dostępu do Wszechświata, a patrzenie w gwiazdy pozwala zapomnieć o wykluczeniu. Presja jest jednak tak silna, że Tosia postanawia się wycofać, ale jej rywalka nie jest w stanie udźwignąć wokalnie roli Kolombiny. Krótka i dosadna reprymenda instruktorki sprawia, że Kasia i jej drużyna zmieniają swoje nastawienie, dochodzi do przeprosin i, miejmy nadzieję, do odbudowania relacji.
Tu pojawia się wreszcie tytułowe pudełko, a jakże, ze srebrną wstążką. W środku jest przeprosinowy prezent będący wyrazem uznania dla naukowej pasji Tosi. To meteoryt, gość z Kosmosu, chyba nic nie mogłoby sprawić większej radości. Teraz już nie tylko sama bohaterka i jej sąsiedzi, ale i najlepsza (teraz naprawdę!) przyjaciółka będą z zachwytem patrzeć w niebo.