Autor książki Mikołaj
Lizut kończy
przedmowę do swojej książki
wezwaniem „Punks not dead!”
punk żyje. Jest to hasło ze słynnej płyty zespołu The Exploited,
jednej z legend gatunku, grupy
wciąż aktywnej mimo zaawansowanego
wieku muzyków, która w ubiegłym roku gościła w Polsce.
Patrząc na wiek liderów krajowych
czy zagranicznych grup grających muzykę punk, można
złapać się za głowę. Niedawno
gościliśmy w Polsce m.in. zespoły
U.K. Subs, The Vibrators, G.B.H., Conflict czy wspomniane
Exploited. Na scenie szaleją
panowie dawno po 40. Otyły i łysiejący wokalista U.K. Subs Charlie Harper w przyszłym roku
kończy lat 60. Czy śpiewający o buncie frontmani są dla młodego
pokolenia wciąż autentyczni? W jednym z wywiadów udzielonych
Lizutowi Kazik Staszewski, który także zaczynał od punk rocka,
twierdzi, że na jego koncerty przychodzi coraz młodsza publiczność,
znająca wszystkie teksty jego
piosenek i żywo reagująca na występach. To prawda, ale Kazik czy Muniek Staszczyk z T. Love to wyjątki, oni zresztą dawno oddalili
się od stylistyki punk, czemu nie przeczą. Na punkowych koncertach
młodych ludzi jest jak na lekarstwo – pod sceną bawią się 30-40 latkowie, wszyscy znają się od wielu lat. Punk jest dziś muzyką,
która nie trafia do młodych, a starsi traktują ją trochę z sentymentem
wspominając pierwsze festiwale w Jarocinie, trochę jako
chwilową ucieczkę od codziennych
stresów. Tańcząc przez dwie godziny pogo można zapomnieć o problemach w pracy, kłótniach małżeńskich, ale potem jest zwykły
dzień, kiedy wkłada się krawat i zapomina o buncie.
Książka Lizuta nie do końca
jest prawdziwa. Wypowiadają
się w większości ludzie, którzy
odnieśli komercyjny sukces. Najbardziej przekonują wyznania Krzysztofa Grabowskiego, lidera Dezertera, który na życie zarabia jako grafik komputerowy, bo z muzyki
by się nie utrzymał. Grabowski,
tak jak wszyscy, mówi o kontestacji,
on ma jednak co kontestować,
choć także Dezerter dawno
oderwał się od swoich korzeni
goniąc za popularnością. To nie przypadek, że najlepszy dla punk rocka okres przypadł na lata 70. i 80., kiedy zbuntowana młodzież nie miała możliwości innej ekspresji.
Dziś nie ma buntu, a co najwyżej
bezsilna rozpacz z powodu braku pracy i perspektyw „polskiego
nastolatka”. Ale o tym młodym ludziom śpiewają zespoły grające hip hop. Anarchizujący, negujący wszystko punk rock nie bardzo pasuje
do naszych czasów.