Zawsze uważałam, że wydarzenia historyczne najlepiej opisują książki, które tłumaczą je od strony procesów społecznych. I to jest właśnie taka książka. Życie Republiki Weimarskiej sportretowane przez Jähnera jest pełne rumieńców. Autor pokazuje po kolei, co z czego w historii Niemiec wynikało. Jakby ktoś wyłapał oczka w rozprutej dzianinie i teraz widać wszystkie zależności.
Niemcy pomiędzy wojnami były zaskakująco nowoczesnym krajem. Wraz z zakończeniem wielkiej wojny czas tam przyspieszył. Narodziły się nowe społeczeństwo, nowy ustrój, nowe gusty, nowe myślenie, architektura, obyczajowość i zawody. Jähner wnikliwie przygląda się tym procesom. Weźmy na przykład wątek hiperinflacji. Zrujnowała gospodarkę, ale paradoksalnie wyzwoliła kobiety. Kiedy zjadła oszczędności, pozbawiła je posagu. Musiały pójść do pracy. Narodził się nowy zawód: urzędnicy. Ta sama inflacja spowodowała, że tylko młodzi ludzie potrafili radzić sobie w nowej rzeczywistości, bo znali się na wymianie walut. To były czasy, gdy pieniądze miały wartość tylko przez kilka godzin. A jeśli tylko młodzi potrafili zdobywać fortuny, to wydawali je na to, na co tylko oni mogli je wydać: szampan lał się strumieniami. Szybki obrót pieniędzmi wymusił szybkie tempo życia, i to dosłownie, ludzie musieli biegać, szaleli też w tańcu. Nowy taniec, shimmy, wspomógł emancypację. Rodziły się kabarety. Te lata efektownie wypadają w kinematografii. Tymczasem Jähner wychwycił coś jeszcze. Szalejąca wtedy młodość, poczucie wyższości nad starszym pokoleniem, jak się później okazało, miały daleko idące konsekwencje. W tych radosnych obrazach autor upatruje narodzin niemieckiej arogancji, która owoce wydała w latach trzydziestych. Takich wątków w tej książce jest co niemiara. Jest absolutnie fascynująca.