środa, 30 października 2019
WydawcaBiały Kruk
AutorJan Żaryn, Małgorzata Żaryn
Recenzent(jk)
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2019
Liczba stron312
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2019

We wstępie do kroniki roku pamiętnego jej autorzy piszą: „Kalendarium jest tworem autorskim, a zatem subiektywnym i celowo wybiórczym. Czytelnik oceni, czy odkrył dzięki temu nowe fakty, ale przede wszystkim nowe interpretacje dotyczące wydarzeń i ludzi, z których znaczna część była dlań (być może) nieobecna”. Te kronikarskie zapisy rzadko śmieszą, częściej wywołują grozę. I to wtedy, gdy (choć sporo tego typu lektury mam za sobą) czytelnik taki jak ja wcale się jej nie spodziewa. Można się z politowaniem uśmiechnąć, gdy uznany jasnowidz daje głowę, że w 1939 roku wojna na pewno nie wybuchnie, ale trudno się śmiać, czytając relację ze spotkania prezydenta Ignacego Mościckiego z czołówką profesorów polskich uniwersytetów apelujących do niego o zaprzestanie prześladowań opozycji i powołanie Rady Obrony Narodowej na wzór 1920 roku. Wywody prezydenta, kontrujące wszelkie pomysły tego rodzaju, być może przekonałyby mniej rozgarniętych podoficerów, ale nie mogły zadowolić – jak to się banalnie powiada – kwiatu naszej inteligencji. Waśnie i swary, których nie potrafimy wygasić nawet wtedy, gdy wróg u bram, nie najlepsze wystawiają nam świadectwo.

Ale może być jeszcze gorzej. Pod datą 28 sierpnia autorzy zapisali: „Ambasador Francji przy Stolicy Apostolskiej, Charles Roux, skierował prośbę do papieża, by przemówił do narodu polskiego, katolickiego i wiernego kościołowi, podtrzymując go na duchu w tych ciężkich chwilach. Papież jednak odmówił”. I dodajmy, że czynił tak prawie zawsze, gdy go proszono o zajęcie jasnego stanowiska w sprawie niemieckiego bestialstwa. Jeśli już musiał się odezwać, to czynił tak ogólnie i mętnie, że nikomu nie mógł przynieść pocieszenia. Co najwyżej rozczarowanie i zawód. Można zrozumieć, że w 1939 roku mógł uważać, że Francuzi chcą go wciągnąć w dyplomatyczną pułapkę, ale późniejsze milczenie papieża niczym nie daje się usprawiedliwić.

Jeszcze bardziej straszno robi się czytelnikowi przy następnych zapiskach. Pod datą 1 września zapisano: „Generał Francisco Franco odmówił ratyfikacji hiszpańsko-niemieckiej umowy kulturalnej, która otwierałaby drogę wpływom nazistowskim w jego kraju. Powodem była współpraca III Rzeszy z ZSRR, a także agresja na Polskę”. Oczywiście, że była to cyniczna gra i o takim a nie innym zachowaniu Franco decydowały względy polityczne i dbałość o niezależność Hiszpanii, która musiała się jakoś wyłgać z wdzięczności wobec Niemiec, których pomoc pozwoliła frankistom zwyciężyć; Polska była tylko pretekstem. Ale po półwieczu czynienia z gen. Franco „czarnego luda” warto to przypomnieć. Bo nawet preteksty mają czasem znaczenie…

A kto się chce doprowadzić do czarnej rozpaczy, musi poczytać, co zapisano w dniu 18 grudnia: „Ambasada RP przy Stolicy Apostolskiej w specjalnym aide-memoire skierowała sprzeciw wobec Sekretariatu Stanu z racji mianowania przez Piusa XII administratorem apostolskim diecezji chełmińskiej biskupa gdańskiego Carla Marię Spletta. Zdaniem rządu RP mianowanie to naruszało, i to w kilku miejscach, konkordat z 1925 roku. M.in. nominat był Niemcem, a nie Polakiem, jak nakazywał konkordat, ordynariusz chełmiński żył, podobnie jak jego sufragan, choć nie mogli sprawować swych funkcji, do objęcia opróżnionego stolca biskupiego upoważnieni byli inni kapłani – Polacy”. Na powyższy sprzeciw Sekretarz Stanu miał ambasadorowi odpowiedzieć: „Mógłby być mianowany administratorem jakiś polski prałat, jeśli takiego można było znaleźć”. Tylko komu chciało by się go szukać i to w jakiejś dalekiej Polsce…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ