środa, 22 marca 2017
WydawcaEgmont Polska
AutorLemony Snicket
TłumaczenieJolanta Kozak
RecenzentDOROTA KOMAN
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2002
Liczba stron224

Śmiać się czy płakać? Po lekturze dwóch kolejnych ksiąg „Serii niefortunnych zdarzeń” można – wzorem Ciotki Józefiny – zacząć bać się wszystkiego: domów na skarpie, wielkich okien w bibliotece, Bogu ducha winnych tartaków, łodzi żaglowych, a przede wszystkim (i słusznie!) złych ludzi pokroju Hrabiego Olafa. Można uwierzyć w złośliwość losu, chroniczny pech i nieustające nieszczęście. Można, czytając te książki, nabawić się lęków i opłacić lekturę koszmarnymi snami (a przynajmniej bezsennymi nocami), chyba że ma się wrodzone (lub nabyte) poczucie humoru, najlepiej równie czarne jak Lemony Snicket. Jeśli zaakceptuje się jego przewrotną narrację (nie mniej zaskakującą niż sposób polecania tej książki, od której czytania odstręcza sam autor, powtarzając co chwila zdania typu: „Mam nadzieję, że dla własnego dobra nie zamierzasz czytać tej książki”), kiedy znajdzie się przyjemność w śledzeniu jego skojarzeń, w igraniu z przyzwyczajeniami czytelników, w końcu – w zabawach ze słownikiem – to trudno tak inteligentnej i tak (czarno-) dowcipnej serii serdecznie nie polubić.

Bohaterami całej “Serii niefortunnych zdarzeń” jest trójka sierot Baudelaire: 14-letnia Wioletka (pochłonięta wynalazkami), nieco od niej młodszy Klaus (wiecznie zaczytany) i maleńkie Słoneczko (wydające z siebie niezrozumiałe dla świata, a oczywiste dla kochającego je rodzeństwa, dźwięki).

W kolejnych księgach zmieniają się za to niezmiennie naiwni i niekoniecznie przemyślni opiekunowie dzieci – Ciotka Józefina i właściciel tartaku Szczęsna Woń. Niezmiennie fajtłapowaty pozostaje pan Poe, usiłujący znaleźć sierotom dom. Hrabia Olaf (pod zmiennymi postaciami) niezmiennie prześladuje rodzeństwo, próbując zagarnąć majątek.

„Nieszczęsne losy sierot Baudelaire” warto przeczytać naszym dzieciom, by wspólnie z nimi bawić się absurdalnymi sytuacjami, groteskowymi postaciami i śmiesznymi dialogami. By uczyć ich nowych konwencji. I wspólnie cieszyć się kolejnymi znakomitymi komentarzami autora, który – kim jest? – jeśli wierzyć książkom, to „wychował się nad morzem, a obecnie mieszka na jego dnie” i „jako uczony znawca analizy retorycznej od siedmiu lat bada dzieje sierot Baudelaire”. Nazwisko brzmi tak kobieco, że noty odautorskie budzą we mnie niejasne przeczucia mistyfikacji płci…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ