Marcin Świetlicki jest jak Rolling Stonesi. Pisze wciąż podobne melodie, te mają podobny rytm, powtarzające się słowa, bliźniacze motywy. A jednak wciąż czekamy z niecierpliwością na każdy kolejny wiersz.
Czternasty tom poetycki Marcina Świetlickiego kontynuuje to, co Świetlickiemu wychodzi najlepiej. Mocna fraza, wyrazisty podmiot liryczny, chwytliwe puenty, wszechobecna ironia, precyzyjna i wyrazista sytuacja liryczna. Gdyby wyciąć każdy z tych wierszy z tomiku i wkleić go pośród kilkudziesięciu innych, większość osób bezbłędnie wskazałaby, które z nich napisał nieświęty Marcin z Krakowa.
A jednak poetyka naczelnego prowokatora poezji przesuwa się w obręby kiedyś dla niego zupełnie obce. Obok zadziorności, prowokacji, sarkazmu pojawiają się motywy, które Świetlickiemu raczej nie przystawały: oniryzm, tajemniczość, niedopowiedzenia, zanik kontrastu. Oczywiście, czytelnik nie jest wysadzony z siodła. Znajdzie tu miejsca, osoby i sytuacje znane mu doskonale, ale będzie miał też możliwość wychynąć się do rewirów niedostępnych mu wcześniej. Dlaczego? Bo Świetlicki wraca do wspomnień, i to takich sentymentalnych.
Już sam tytułowy wiersz „Sierotka” wskazuje, że poetyka, upływający czas każe mu zawrócić do źródeł, żeby jeszcze raz prześledzić, co mu się wydarzyło. Mówiąc „mu”, należy mieć na myśli podmiot liryczny. Mówiąc „mu”, należy mieć na myśli Marcina Świetlickiego. Sierotka to niewielka rzeka płynąca przez lubelskie miasteczko Piaski, miejsce dzieciństwa. A przecież sierotka to osoba samotna, która nie ma nikogo bliskiego. Optyka liryki z ciągłego zaznaczania osobności przesuwa się w stronę samotności. Jak zauważa poeta w pierwszym utworze zatytułowanym „Początek nowej książki”: „Ludzie, których spotykał, najczęściej mówili do niego, mówili i mówili. Uważali, że to zbliża ich do niego. Byli przekonani, że wiedzą o nim wszystko, ponieważ mówili do niego i mówili. Jakiś czas temu zniknął. Oni uważają, że nadal chodzi po ich ulicach, przesiaduje w ich knajpach”.
W najnowszym tomie wyhamowuje impet, a obserwacje świata coraz częściej zmierzają ku zmianie osoby z „ja” na „oni/one”, jakby poczynione obserwacje nie dotyczyły już opowiadającego. Przebija tu mądrość dojrzałego człowieka, który nie poucza, a wie, co się stanie.
Oś czasu w „Sierotce” przesuwa się z teraźniejszości w przeszłość. Staje w różnych punktach i opowiada słowami przeglądającego się przechodnia. Gdy oderwiemy się od tradycyjnej recepcji i spróbujemy przeczytać Świetlickiego nie przez klisze jego wcześniejszej twórczości, okaże się, że Stary Poeta znów mieszka w Krakowie.