Wtorek, 5 maja 2020
WydawcaMarginesy
AutorDariusz Jaroń
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2020
Liczba stron392
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 4/2020

Polscy narciarze wyczynowi byli w międzywojniu znacznie bardziej wszechstronni niż dziś, wynika z tej zajmującej książki cenionego dziennikarza sportowego, specjalizującego się w dyscyplinach górskich. Era sportu zawodowego, jaki znamy obecnie z igrzysk olimpijskich, miała dopiero nastać. W pionierskim narciarstwie królem był nie ten, kto zjeżdżał najszybciej lub skakał najdalej, lecz ten, kto błyszczał na tle rywali. To się oczywiście z biegiem lat zmieniło. Widać to już po bohaterach książki, chociaż kalendarzowo Bronisława Czecha i Stanisława Marusarza dzieliło zaledwie pięć lat.

Pierwszy z nich stanowił doskonały przykład starego podejścia, bardzo dobrze skakał na nartach, świetnie spisywał się w kombinacji norweskiej i był doskonałym zjazdowcem. Słowem – wyróżniał się wszechstronnością, szlifując każdy element narciarskiego rzemiosła. Młodszy o kilka wiosen kolega dał się poznać przede wszystkim jako wybitnej klasy skoczek narciarski, jeden z nielicznych przed II wojną światową, który zagrażał hegemonii mistrzów skandynawskich. Owszem, osiągał również dobre wyniki w innych konkurencjach, ale to skoki narciarskie stały się jego wizytówką. Dziś, przy tak wysokiej klasie sportowej i silnej specjalizacji, trudno sobie wyobrazić, by Kamil Stoch i jego koledzy mogli z powodzeniem konkurować z biegaczami narciarskimi czy też alpejczykami.

A z czego w międzywojniu utrzymywała się narciarska elita „biało-czerwonych”? Za młodych lat Czech sprzedawał namalowane obrazy. Później został trenerem. Pracował m.in. w Szkole Narciarstwa Zjazdowego PZN na Kasprowym Wierchu. Wraz z przyjacielem i instruktorem narciarskim Stefanem Radkiewiczem prowadził w Zakopanem sklep sportowy, gdzie można było wypożyczyć sprzęt – na miejscu funkcjonował również serwis. Po mistrzostwach świata w Lahti (1938 rok) Marusarz dostał w zarząd schronisko na Hali Pysznej, ale nawet prasa przedwojenna pisała, że zarobki miał z tego tytułu skromne, więc przerabiał program szkoły średniej, licząc na dobrą pracę w przyszłości.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ