Sonnenberg pojawia się w ostatnim zdaniu. Po niemiecku oznacza Słoneczne Wzgórze, elegancką dzielnicę, która po węgiersku nazywa się Naphegy, leży w Budzie i w niej mieszka bohater tej powieści-opowieści.
Nie jest to pierwsza książka Krzysztofa Vargi, która zadziwia, ale z pewnością to zadziwienie jest bardzo duże. Czytelnicy dobrze wiedzą, że autor ma węgierskie korzenie, nawet uważa się za pół Polaka, pół Węgra, że napisał frapującą trylogię o swojej drugiej ojczyźnie: „Gulasz z turula”, „Czardasz z mangalicą” i „Langosz w jurcie”, ale tym razem otrzymaliśmy nie literaturę faktu, lecz pełnokrwistą obszerną powieść, utrzymaną – jak zauważa krytyka – w duchu austriackiej literatury czasów schyłku monarchii austro-węgierskiej, a jej odczytanie wydaje się być istotnym kluczem do zrozumienia tekstu.
Ta uwaga nie jest bezzasadna, bo András, bohater powieści, boryka się z pracą naukową właśnie na temat tej literatury, więc odniesienie nawet narzuca się samo i ten wpływ – zamierzony czy tylko stylizowany – jest całkiem zrozumiały i naturalny. Jednak największym zaskoczeniem może być to całkiem głębokie wejście polskiego przecież autora w postać węgierskiego narratora. Ani przez moment nie czujemy najmniejszej sztuczności, wszystko wygląda prawdziwie, wszystko jest tak bardzo węgierskie, w każdym razie dla polskiego czytelnika. Takie utożsamienie się jest niezwykłe i nieczęsto się zdarza w literaturze, a w naszej z pewnością jest wyjątkowe. Ciekawe, jak na Węgrzech zostanie przyjęta ta książka, bo z pewnością zostanie tam wydana, i czy osiągnie sukces poprzednich „węgierskich” książek autora czy „Gotlandu” Mariusza Szczygła w Czechach.
Książka oprócz świetnie zarysowanych postaci ma też innego bohatera, którym jest Budapeszt jako miasto. I to miasto będące miłością bohatera, co autor bez trudu – jak się wydaje – przenosi na czytelników. Można jednak z dużym prawdopodobieństwem założyć, że większość z nich była już w Budapeszcie i takie miejsca jak dworzec kolejowy Keleti, handlowa i elegancka Váci utca, Góra Gellerta, Baszta Rybacka, Most Łańcuchowy, czyli Széchenyi lánchíd i Most Małgorzaty, czyli Margit híd czy Wyspa św. Małgorzaty są im dobrze znane. A dzielnica Zugló po stronie Pesztu? Kto ją zna, kto się w nią zapuszczał? Okazuje się, że jest to ulubione miejsce bohatera, miejsce, w którym się wychował i do którego w powieści wraca. Tak o Budapeszcie mógł napisać tylko Krzysztof Varga, który jest pół-cudzoziemcem, co daje mu prawo do szczególnego spojrzenia na kraj swojego ojca.