Piątek, 1 lutego 2013
WydawcaAkademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza
AutorBohdan Korzeniewski
RecenzentTomasz Miłkowski
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2012
Liczba stron44


Tytuł tej cienkiej, ale ważnej książeczki, jest (na pozór) mylący. Ktoś niezorientowany
mogły wziąć dosłownie zapowiedź na okładce za obietnicę
tekstu na temat problemów teatru naszych dni. Tymczasem mowa
w niej o dylematach polskiego teatru sprzed lat bez mała trzydziestu.
Na książeczkę bowiem składają się krótkie rozmowy Bohdana Korzeniewskiego,
które prowadziła z nim Anna Kuligowska dla łódzkiego
„Głosu Robotniczego”, w roku 1974.

Korzeniewski, wybitny polski reżyser teatralny, ale także krytyk, tłumacz
i teatrolog, przygotowywał wówczas premierę „Wesela Figara”
Pierre’a Beaumarchais we własnym przekładzie w łódzkim Teatrze Nowym.
Dłuższy pobyt Profesora w Łodzi sprzyjał rozmowom. Ich zapis
daje obraz zagadnień, wyłaniających się wówczas przed teatrem.

Wówczas, ale nie tylko wówczas – jak się bowiem łacno przekonać,
wątpliwości, zagrożenia, płycizny, które objawiały się wówczas na
horyzoncie teatru polskiego nie straciły na aktualności. Przeciwnie, niektóre
z nich na tyle dojrzały, że stały się teatru prawdziwą zmorą. Choć
brzmiące niemal jak złote myśli niektóre opinie Profesora można dziś
uznać za nieomal obiegowe, to jednak warto pamiętać, że przed 30 laty
tchnęły świeżością ujęcia i wprowadzały czytelników w konsternację.
Taka choćby uwaga: „Rozróżnienie rzeczy cennej od tandety w sztuce
jest trudne, gdyż tandeta może liczyć na szerszy i łatwiejszy zbyt”. Albo:
„Jeśli teatr traci pasję twórczą i wyzbywa się ciekawości, staje się tak
nudny, jakim często bywa dzisiaj”.

Rozmowy dotyczą kilku wątków: miejsca autora i reżysera, stosunku
do klasyków, teatru elitarnego i popularnego, teatru intymnego,
zmian kulturowych i roli widza. Przestrogi przed banalizacją, ułatwieniami,
brakiem poszanowania dla literatury (co nie oznacza apelu o nudne
jej celebrowanie), nadmierną fascynacją techniką, a wreszcie wypieraniem
literatury przez scenariusze pisane przez reżyserów, wszystko to
pasuje jak ulał do problemów nadal dyskutowanych. Największy niepokój
Korzeniewskiego budził coraz odważniej panoszący się bełkot:
„Spoza bełkotu wyłania się tylko głupstwo o wyrazie takiego zadowolenia
z siebie, że budzi to i politowanie, i odrazę”. Dla Korzeniewskiego
były to upiory przyszłości, dzisiaj, niestety, dające się we znaki. Zapewne
Profesor nie byłby zachwycony, że jego przeczucia się spełniły.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ